wydawnictwo Zysk i S-ka |
Gilbert Grape ma wiele powodów do niezadowolenia. Jego matka od dnia, kiedy jej mąż popełnił samobójstwo, nie wstaje z fotela, objadając się niemal do nieprzytomności, a jej waga sprawia, że podłoga zaczyna się zapadać.
Młodszy brat Gilberta, Arnie, jest niepełnosprawny intelektualnie, czy, jak ujmują to wszyscy mieszkańcy Endory - jest debilem, którym trzeba się nieustannie zajmować.
Ellen ma 16 lat, uważa się za ósmy cud świata, a jej zachowanie oscyluje pomiędzy świętoszkowatością a nastoletnim buntem w wyjątkowo dokuczliwym wydaniu. Najstarsza siostra, Amy, matkuje reszcie rodzeństwa, zapominając o sobie i osiągając coraz większe rozmiary.
Sam Gilbert nie ma szczególnie udanego życia. Pracuje w sklepie spożywczym, od kilku lat ma romans z żoną sprzedawcy polis ubezpieczeniowych i nie widzi perspektyw na przyszłość. Z każdym dniem coraz trudniej mu wytrzymać w domu, ale nie potrafi zdecydować się na wyjazd. Kiedy do miasteczka przyjeżdża Becky, nastolatka o świeżym spojrzeniu, Gilbert zyskuje coś, za czym może gonić i do czego dążyć. Zbliżenie się do dziewczyny staje się jego najważniejszym celem.
"Co gryzie Gilberta Grape'a" to słodko-gorzka historia. Nie brakuje w niej fragmentów bardzo zabawnych, ale są też takie, po przeczytaniu których nie było mi bynajmniej do śmiechu. Bohaterowie nie są idealni - owszem, walczą o tolerancję, ale miewają też wybuchy złości i chwile słabości; Gilbertowi zdarza się uderzyć niepełnosprawnego brata i życzyć matce śmierci.
Chociaż powieść jest napisana w lekkim stylu, nie nazwałabym jej łatwą i przyjemną. Pewnie można ją przeczytać szybko i bez refleksji, ale we mnie zostawiła trwały ślad - myślę, że długo o niej nie zapomnę.
A tak na marginesie: nie oglądałam jeszcze adaptacji filmowej. Podobno jest świetna - mam nadzieję, że reżyserowi chociaż częściowo udało się oddać wyjątkową atmosferę książki.