wtorek, 26 lipca 2011

Pięć- szwedzkie dzieci

W mojej bibliotece dział literatury skandynawskiej zajmuje 3 krótkie półki- systematycznie wypożyczam kolejne tomy i obawiam się, że niedługo zostaną mi tylko romanse. Odkryłam tam rewelacyjne książki Pera Pettersona i  kilkanaście świetnych powieści obyczajowych. Bardzo lubię szwedzkie i norweskie kryminały, ale trochę się już nimi zmęczyłam; dlatego ostatnio wyszłam z biblioteki nie z następnym tomem Mankella, ale z "Wyspą dzieci" Pera Christiana Jersilda.

Główny bohater, 11-letni Reine, zamiast spędzać wakacje na tytułowej wyspie, oszukuje mamę i zostaje w Sztokholmie. Śpi w swoim mieszkaniu (matka wyjechała do pracy do Uddevali) i stara się zarobić na życie malując szarfy do wieńców pogrzebowych. Jednak kiedy kochanek mamy zabiera mu klucz do domu, chłopiec trafia na ulicę.
Wbrew pozorom nie jest to dramatyczna opowieść- Reine, chociaż lubi fantazjować, ma głowę na karku i wychodzi cało z każdej opresji. Pomagają mu w tym ludzie, których spotyka na swej drodze- Olga, właścicielka atelier i Nora, bezwłosa 22-latka, zamieszkująca opuszczony budynek w centrum miasta.
Przygody małego filozofa są bardzo ciekawe, a dla mnie dodatkowym atutem książki jest bogate tło społeczne, ukazujące Szwecję lat siedemdziesiątych.
wydane przez Wydawnictwo Poznańskie
"Wyspę dzieci" polecam zarówno tym, którzy cenią dobre powieści obyczajowe, jak i fascynatom Skandynawii.

poniedziałek, 25 lipca 2011

Cztery- szczęście

wydana przez Carta Blanca
Weekend spędzany nad morzem ze znajomymi nie sprzyja czytaniu (ale kupowaniu książek jak najbardziej- uwielbiam namioty z "tanią książką"!), poza paroma chwilami na plaży nie ma na to czasu. A jak już czytać, to nie indywidualnie- uwielbiam dzielić się co ciekawszymi fragmentami z innymi. Tym razem udało mi się zabrać odpowiednią do tego lekturę: "Geografię szczęścia" Erica Weinera.

Autor, amerykański dziennikarz, wybrał się w długą podróż, chcąc znaleźć odpowiedź na pytanie czym jest szczęście i gdzie można je znaleźć. W tym celu odwiedził m.in. aśramę w Indiach i  stolicę Islandii, zgłębiał bhutańską ideę Szczęścia Krajowego Brutto i przyglądał się próbie "zarażenia szczęściem" mieszkańców pewnego brytyjskiego miasteczka. Wizyty w tych i wielu innych miejscach opisał z humorem, wtrącając anegdoty i zabawne ciekawostki, o których opowiadałam znajomym.

"Geografia szczęścia", tak jak wiele innych książek wydawnictwa Carta Blanca, wzbudziła we mnie chęć spakowania plecaka i ruszenia w drogę. Chętnie towarzyszyłabym Weinerowi w jego podróży i zobaczyła na własne oczy Islandię, gdzie ludzie wierzą we wróżki, Holandię z jej kawiarniami, a nawet najmniej szczęśliwy kraj na świecie, czyli... Nie, nie będę psuła niespodzianki. Przeczytajcie sami.

czwartek, 21 lipca 2011

Trzy- babska rzecz

Są takie książki, z których czytaniem specjalnie się nie afiszuję. Powiem więcej- nie zabieram ich ze sobą do autobsu i tramwaju, nie wyjmuję publicznie z torby. Nie wiem czy czytania czegokolwiek powinno się wstydzić, ale czasami mi się to zdarza.
Tak właśnie było z "Klubem mało używanych dziewic" Moniki Szwaji- typową babską książką o żenującym tytule. Pożyczyłam ją od sąsiadki, mając nadzieję na rozrywkę w czystej postaci. I właściwie się nie zawiodłam- "Klub..." jest powieścią nieskomplikowaną, momentami zabawną, niewymagającą. Perypetie czterech kobiet po trzydziestce rzadko zaskakują, ale niektóre poboczne postaci są bardzo ciekawe- i dla nich właściwie kończyłam książkę. Irytowały mnie proste recepty na szczęście i natrętnie powtarzane między wierszami prawdy, ale rozumiem, że podobne pozycje cieszą się sporą popularnością.
wydane przez wydawnictwo SOL

Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie sięgnęła po kolejną pozycję Szwaji. Chyba, że dopadnie mnie poważna chandra, na którą pomoże tylko opakowanie lodów i głupiutka powieść, w której wszystko dobrze się kończy.

wtorek, 19 lipca 2011

Dwa- kafejka

Znacie z filmów te małe amerykańskie kafejki, w których przesiadują stali klienci, kelnerki są pulchne i miłe, a na ladzie zawsze stoją ciastka? Do których chciałoby się wpaść na kawę rano, a na coś pysznego po pracy? Taka właśnie jest knajpka U Jessie, w której rozgrywa się akcja uroczej powieści Anne Lamott "Joe Jones". To w dużej mierze książka o przemijaniu, ale wcale nie oznacza to, że jest przygnębiająca- wręcz przeciwnie, czyta się ją z uśmiechem na twarzy. Chociaż w życiu Louise, kucharki i kelnerki, Willieg- wnuka właścicielki, samej Jessie, delikatnej Evy i tytułowego Joe'go nie brakuje trudych chwil, są one możliwe do pokonania dzięki pomocy przyjaciół i filiżance herbaty.
wydana przez Wydawnictwo Muza

"Joe Jones" to kolejna wspaniała książka, którą kupiłam przypadkiem w taniej księgarni. Łączy wszystko, co lubię- wyraziste postaci, humor, małe tragedie i jedzenie. Doskonała lektura na leniwe popołudnie (chociaż ja przeczytałam ją w jeden poranek).

poniedziałek, 18 lipca 2011

Jeden- Rumunia

Uwielbiam książki podróżnicze. Wybieram je czasami ze względu na opisywany kraj (mam sporo o Afryce; szukam też tych o Skandynawii, która mnie fascynuje, ale o nie zdecydowanie trudniej w księgarniach), czasami kieruję się nazwiskiem autora (mam chyba wszystko Nicolasa Bouvier'a). Oczywiście zdarza mi się kupować przypadkowe książki i te często okazują się najciekawsze.

wydane przez Wydawnictwo Zysk i s-ka

Ostatnio przy okazji wizyty w księgarni wpadła mi w ręce "Rumunia. Podróże w poszukiwaniu diabła" Michała Kruszony. Pewnie bym jej nie kupiła, gdyby nie to, że A. zaraziła mnie pomysłem wyjazdu do Transylwanii. W tym roku nie odwiedzimy hrabiego Drakuli, ale lektura tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że do Rumunii warto pojechać.
Jeśli ktoś lubi tajemnicze, lekko baśniowe klimaty, doprawione ciekawymi anegdotami i okraszone masą (pięknych!) zdjęć, to mogę mu polecić książkę Kruszony z czystym sumieniem. Wydawca twierdzi, że jest to polski bestseller- wcześniej o niej nie słyszałam, ale jestem w stanie to uwierzyć. W końcu trudno się oprzeć opowieści o czarownicach, wesołych cmentarzach i antykwariuszu, który wydaje się byc wampirem.

Wyzwanie

Ile książek czytasz w ciągu roku? To pytanie pojawia się ostatnio dosyć często, na fali popularności akcji propagujących czytelnictwo. Zaczęłam się nad tym zastanawiać po dumnej deklaracji pewnego znajomego: "Czytam około dwudziestu książek rocznie". A ja? Przyjaciele i rodzina śmieją się, że jestem uzależniona od literek. Nie wydaje mi się, żebym czytała wyjątkowo dużo, ale z czystej ciekawości postanowiłam sprawdzić ile tomów przechodzi przez moje ręce w ciągu 12 miesięcy.
Czyli od dzisiaj przez rok- start!