środa, 31 sierpnia 2011

16- wiolonczelista

"Hiszpański smyczek" to druga z książek pożyczonych od A. i zarazem kolejna, której głównym bohaterem jest muzyk. Tym razem nie skrzypek, a wiolonczelista, żyjący w Hiszpanii na przełomie XIX i XX wieku.

Przeznaczeniem Feliu jest zostać muzykiem: ze wszystkich rzeczy, jakie pozostały po jego zmarłym ojcu, chłopiec wybiera dla siebie smyczek. Zaczyna pobierać lekcje gry na skrzypcach i dopiero występ znanego wiolonczelisty uświadamia mu, że powinien zmienić instrument.
Kolejne lata upływają chłopcu pod znakiem niekończących się ćwiczeń u kolejnych mistrzów. Młody artysta trafia na dwór królewski, koncertuje nie tylko w kraju, ale i za granicą. Zdobywa sławę i uznanie, gra razem z Al- Cerrazem, którego występ słyszał jako dziecko.

Ale "Hiszpański smyczek" to nie tylko portret wspaniałego muzyka, ale również, a może przede wszystkim, powtórka z historii. Losy Feliu splatają się z losami Hiszpanii- obie wojny światowe i wojna domowa nie pozostają bez wpływu na życie artysty. Staje on przed dylematami powszechnymi w jego czasach: czy zajmować się sztuką, kiedy obok giną ludzie? czy uczynić z muzyki narzędzie polityczne?

Wydana przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Lektura książki Andromedy Romano- Lax dostarcza rozrywki, ale porusza też jakąś wrażliwą strunę w duszy. Niemal fizycznie odczuwam ból towarzyszący Feliu, jego radość związaną z grą, rozpacz po utracie ukochanej osoby. Na kilka godzin przenoszę się do świata muzyki, dzieląc z wiolonczelistą emocje i żałując, że nigdy nie nauczyłam się grać na żadnym instrumencie.

niedziela, 28 sierpnia 2011

15- Ostatni dyżur

Czy jest coś lepszego od ciekawego thrillera? Tak, ciekawy thriller medyczny. Kierując się tą zasadą, wypożyczyłam "Ostatni dyżur" Paula Carsona. Poza tym, że główny bohater jest lekarzem, książka nie ma wiele wspólnego z medycyną, ale zapewnia doskonałą rozrywkę i to mi wystarczy.

Jack Hunt, po tragicznej śmierci swojego przełożonego, obejmuje posadę ordynatora oddziału kardiologicznego w Szpitalu im. Cartera w Chicago. Nowe stanowisko jest jak los na loterii: Jack może wreszcie zapewnić żonie i synowi takie życie, na jakie zasługują. Dużo pracuje, wprowadza rewolucyjne zmiany na oddziale. Jego kłopoty zaczynają się, gdy kategorycznie odmawia kontaktu z przedstawicielami Zemdon Pharmaceuticals, potentata farmaceutycznego, wprowadzającego na rynek rewolucyjny lek. Wkrótce okazuje się, że zadarł z niewłaściwymi ludźmi, którzy mogą nie tylko zniszczyć jego karierę, ale są skłonni pozbawić go życia.

Wydana przez Wydawnictwo Książnica
"Ostatni dyżur" to dobrze napisany, naprawdę wciągający thriller. Zwroty akcji zaskakują, napięcie rośnie i trudno jest się oderwać od lektury. Jak dla mnie, troche za mało tu medycyny, ale i tak z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę jako świetną rozrywkę na weekend.

czwartek, 25 sierpnia 2011

14- syn tatuażystki

Jeśli chodzi o powieści obyczajowe, jednym z moich ulubionych pisarzy jest John Irving. Czytałam kilka jego książek, najbardziej chyba podobała mi się "Ostatnia noc w Twisted River", którą kupiłam w zeszłym roku. Jednak po lekturze "Zanim Cię znajdę", mam wątpliwości, która z nich powinna być numerem jeden.

Jack Burns wychowuje się bez ojca, łamacza kobiecych serc, nie stroniącego nawet od seksu z nastolatkami. William Burns, utalentowany organista, uzależniony od tatuaży, zostawia matkę Jacka, Alice, w ciąży i odmawia utrzymywania kontaktów z synem. Kobieta postanawia znaleźć kochanka, zabierając czteroletniego Jacka w podróż po Europie.

Dorosły Jack Burns, znany aktor, dowiaduje się, że matka, opowiadając mu o Williamie, nie była do końca szczera. Chcąc dotrzeć do prawdy o swoich rodzicach, musi zmierzyć się nie tylko z szokującymi faktami, ale również z własnymi demonami- nieumiejętnością tworzenia więzi, słabością do dziwnych, często dużo starszych kobiet.Postanawia odbyć podróż, która całkowicie zmieni jego życie.

Wydana przez Wydawnictwo Prószynski i s-ka
Powieści Irvinga, chociaż bardzo obszerne, nie są nudne ani przez moment. W "Zanim Cię znajdę", na niemal sześciuset stronach, jest miejsce na śmiech i łzy, a przede wszystkim na zachwyt nad kunsztem autora. Gorąco polecam!

piątek, 19 sierpnia 2011

13- Elizabeth Costello

Moja znajoma, Agata, wspomniała ostatnio w swoim e-mail-u, że bardzo lubi Coetzee'ego. Zaczęłam się zastanawiać czy go czytałam- często nie pamiętam tytułów i autorów, ale to nazwisko zdecydowanie kojarzę. W końcu postanowiłam sprawdzić czy w bibliotece dostanę którąś z jego książek- i voila! - wyszłam z egzemplarzem "Elizabeth Costello" pod pachą.

Muszę przyznać, że powieść pochłonęła mnie bez reszty. W sumie nie wiem czy mogę ją nazwać powieścią, bo akcji w niej niewiele; autor skupił się nie tyle na przedstawianiu życia tytułowej bohaterki (znanej pisarki, laureatki wielu nagród), co na ukazaniu jej poglądów. Wiekszość treści stanowią odczyty Elizabeth, wygłaszane na zjazdach, konferencjach i galach. Wypowiada się ona między innymi na (bliski mi) temat wegetarianizmu, wpływu literatury na czytelnika czy realizmu.

Wydana przez Wydawnictwo Znak
Zazwyczaj nie sięgam po książki tego rodzaju; długie monologi, zwłaszcza te z filozoficznym zacieciem, szybko mnie nudzą. Jednak powieść, czy może esej, Coetzee'ego przeczytałam z prawdziwą przyjemnością. Na pewno niebagatelną rolę odgrywa tu piękny język. Ale myślę, że najważniejsze jest to, iż lektura zmusza do przemyślenia swoich poglądów, ponownego zastanowienia się nad pewnymi sprawami.

czwartek, 18 sierpnia 2011

12- muzyka

Ostatnie spotkanie z A. zaowocowało kolejnym stosikiem książek na mojej nocnej szafce. Mam wrażenie, że te wszystkie tomy patrzą na mnie z wyrzutem, zwłaszcza te z najstarszej sterty. Robię co mogę, ale ciągle przybywają nowe (dzisiaj też nie wyszłam z księgarni z pustymi rękami) i jakoś nie zanosi się na to, żebym w najbliższym czasie wszystkie je przeczytała. Ale te od A. mają pierwszeństwo i dzisiaj chcę napisać o jednej z nich.

Zawsze, kiedy pożyczam od kogoś książkę, bardzo zależy mi na tym, żeby mi się spodobała. Nie wiem dlaczego, ale kiedy jest inaczej, czuję się winna. Tak było i tym razem- niestety, "Kompozytor burz" Andresa Pascuala nieszczególnie mi się podobał.

Pomysł jest całkiem ciekawy: oto Matthieu, nastoletni geniusz muzyczny żyjący w Paryżu za rządów Króla Słońce, wyrusza w podróż ku brzegom Madagaskaru, aby spisać partyturę "melodii duszy". Muzyka ta jest potrzebna do poprawnej interpretacji przepisu na stworzenie Kamienia Filozoficznego.
Młodzieńca pcha do przodu nie tylko wola władcy i ambicja, ale również troska o rodzinę, a w końcu miłość do kapłanki Luny- opiekunki tajemniczej melodii.

Niestety, akcji powieści nie można nazwać wartką, momentami nie mogłam przebrnąć przez kolejne strony. Przeszkadzał mi też nieznośny patos niektórych fragmentów książki. Za to spodobało mi się zgrabne połączenie wątku XVIII-wiecznego ze współczesnym- z losami pewnego wielkiego skrzypka, dającego swój ostatni koncert w Paryżu.

Wydana przez Wydawnictwo Otwarte
Jest takie powiedzenie: "Nie sądź książki po okładce". Cóż, tym razem treść nie dorosła okładce do pięt.

sobota, 13 sierpnia 2011

11- wędrowcy

"Wieczni wędrowcy" George'a Hagena to kolejny tom kupiony w "taniej książce". Odleżał swoje na półce, czytałam go na raty, w przerwach na inne lektury, dawkując sobie przyjemność.

Bohaterowie "Wiecznych wędrowców", Lamentowie, nigdzie nie zapuszczają korzeni. Howard, inżynier, dostaje pracę w kolejnych miejscach, od Rodezji Południowej, przez Bahrajn i Anglię, po Stany Zjednoczone. Podąża za nim rodzina- Julia, wrażliwa, wykształcona kobieta, która nie do końca akceptuje rolę pani domu; adoptowany Will oraz bliźnięta Julius i Marcus. W każdym kolejnym kraju starają się poczuć jak u siebie, ale zawsze w głowie mają hasło: "Lamentowie wiecznie wędrują".

Bardzo polubiłam rodzinę Lamentów. Wszyscy jej członkowie są barwni, chociaż każdy z nich jest inny. Howard to wieczny marzyciel, Julia troszczy się o męża i dzieci, nie rezygnując ze swoich celów i ambicji; Will opiekuje się braćmi, starając się znaleźć przyjaciół w kolejnych miastach.

Wydana przez Prószyński i S-ka
W życiu rodziny nie brakuje większych i mniejszych tragedii, ale przecież zawsze można sobie z nimi poradzić- chociażby po raz kolejny zmieniając miejsce zamieszkania.

piątek, 12 sierpnia 2011

10- Amazonia

Jeszcze niedawno bardzo się bałam. Gryzłam palce i nerwowo machałam nogą, ociągałam się z pójściem spać i rozglądałam w popłochu. Prześladowały mnie wizje krwiożerczych piranii i olbrzymich jaguarów, jadowitych węży i ognistych mrówek. Nie był to wcale skutek oglądania zbyt wielu filmów klasy B, tylko lektury "Amazonii" Jamesa Rollinsa- powieści przygodowej w stylu Clive'a Cusslera.

W amazońskiej dżunglii giną bez śladu członkowie amerykańskiej ekspedycji naukowej. Po czterech latach niespodziewanie odnajduje się jeden z nich; mężczyzna jest skrajnie wyczerpany i niedługo potem umiera. Jego pojawienie się jest tym bardziej niesamowite, że w trakcie pobytu w Amazonii w tajemniczy sposób odzyskał on amputowane ramię.

Odnalezienie jednego z członków ekspedycji powoduje, że w jej ślad rusza kolejna grupa- ma ona nie tylko uratować resztę naukowców, ale także odkryć czynnik umożliwiający regenerację ludzkiego ciała. Trop prowadzi do mitycznego plemienia Krwawych Jaguarów, władców dżungli, o których miejscowi Indianie mówią z grozą. Wkrótce okazuję się, że ich opowieści nie są wytworem wyobraźni, a członkowie ekspedycji muszą zmierzyć się z potworami rodem z najczarniejszych snów- po to tylko, by trafić do piekła...

Wydana przez Wydawnictwo Albatros
Emocje gwarantowane. A w pakiecie chwila zadumy nas tajemnicami, które mogą kryć w sobie niezbadane obszary naszej planety.

wtorek, 9 sierpnia 2011

9- Szkoci

Pod wpływem niedawnej lektury "Baru McCarthy'ego", w trakcie ostatniej wizyty w bibliotece skupiłam się na półce z literaturą irlandzką i szkocką. Znalazłam tam książkę lekką, zabawną, idealną na wakacje.

"44 Scotland Street" Alexandra McCall Smith-a opowiada o perypetiach lokatorów pewnej kamienicy współczesnego Edynburgu. Mieszka tam wrażliwa Pat, robiąca sobie (drugi!) rok wolnego przed studiami, pracująca w galerii sztuki; Domenica, sześćdziesięcioletnia antropolog, która, dorobiwszy się majątku w Indiach, wróciła do rodzinnej Szkocji; Bruce, narcystyczny dwudziestokilkulatek, wspólokator Pat. Z niższego piętra dobiegają czasami dźwięki saksofonu- to ćwiczy pięcioletni Bertie, zmuszany również przez swoją matkę do nauki włoskiego.
W powieści równie ważni są pozostali bohaterowie- pracodawca Pat, nieśmiały nieudacznik Matthew; malarz Angus Lordie oraz Duża Lou, właścicielka kawiarni, którą kupiła razem z pokaźnym ksiegozbiorem, źródłem swojej olbrzymiej wiedzy.
Moją ulubioną postacią jest jednak pies malarza- pijący piwo i puszczający oko do kobiet Cyril.

"44 Scotland Street" ukazała się pierwotnie jako powieść w odcinkach w gazecie "Scotsman", stąd krótkie, bogate w wydarzenia rozdziały. Jak napisał we wstępie autor, każdy z nich musiał być na tyle ciekawy, aby czytelnicy chcieli kontynuować lekturę kolejnego dnia. Gdyby "Scotsman" ukazywał się w Polsce, ja na pewno kupowałabym go codziennie.


Wydana przez Wydawnictwo Muza
PS Jedyna rzecz, która mnie w tej powieści irytuje, to ilustracje. Są zabawne, ale nie przepadam za książkami z obrazkami.

niedziela, 7 sierpnia 2011

8- Klub Mefista

Tess Gerritsen znam głównie jako autorkę świetnych thrillerów medycznych; jej "Klub Mefista", chociaż nie ma nic wspólnego z medycyną, jest równie porywający.

Tym razem detektyw Jane Rizzoli musi wyjaśnić sprawę kilku morderstw, których ofiarą padły młode kobiety. Ich zwłoki zostały rozczłonkowane, a na miejscu zbrodni sprawca wymalował tajemnicze znaki, kojarzące się z kultem szatana. W dochodzenie angażuje się nie tylko, znana z pozostałych książek Gerritsen, patolog Maura Isles, ale również członkowie Klubu Mefista- organizacji tropiącej demony. Ślady pozostawione przez mordercę wskazują na powiązania ze starożytnym Cyprem i apokryficzną Księgą Enocha...

Muszę przyznać, że jestem wielbicielką powieści Gerritsen. Bardzo zgrabnie napisane, przyciągają uwagę od pierwszej do ostatniej strony, a zakończenia zazwyczaj zaskakują. Ponieważ pojawiają się w nich te same postaci, ma się wrażenie, jakby czytało się o dobrych znajomych.

wydana przez Wydawnictwo Albatros
"Klub Mefista" to świetna książka na leniwe, deszczowe popołudnie- wystarczy kubek kawy i wygodna kanapa i można przeżyć dreszczyk emocji bez wychodzenia z domu.

sobota, 6 sierpnia 2011

7- Irlandia

W szale przerzucania tomów w namiocie z tanimi książkami często tracę głowę i mam ochotę kupić wszystko. Ograniczony budżet wymusza podejmowanie często trudnych decyzji i eliminowanie kolejnych pozycji. Na szczęście podczas ostatniego pobytu nad morzem nie odrzuciłam "Baru McCarthy'ego. Radości odkrywania Irlandii", tym samym fundując sobie kilka bardzo przyjemnych godzin.

Pisałam już, że uwielbiam książki podróżnicze (ostatnio przeczytałam, że jest to ulubiony gatunek Polaków). Cieszy mnie możliwość poznawania odległych krajów i snucie marzeń o tym, że kiedyś stanę we wspomnianych miejscach. Ale zgrabne opisy krajobrazów i podanie kilku przepisów nie wystarczy, żebym chciała wszystko rzucać i ruszać w drogę. Akurat Irlandia, kraj wróżek i pięknej muzyki, zawsze wydawała mi się ciekawa, lecz po przeczytaniu książki McCarthy'ego mam ochotę wsiąść w najbliższy samolot do Dublina.

Autor nie tylko podaje ciekawe fakty, ma też niezwykłe, cięte poczucie humoru. Wiele razy głośno się śmiałam, czytając o zabawnych perypetiach tego pół Anglika, pół Irlandczyka, który postanowia odkryć, gdzie tak naprawdę jest jego miejsce. W tym celu odwiedza wszystkie (a jest ich niemało), napotkane puby z nazwiskiem McCarthy w nazwie, rozmawia z nieustępliwymi, ciekawskimi gospodyniami i stara się dociec, dlaczego tak wiele osób przyjeżdża do kraju jego przodków, by zacząć nowe życie. Co takiego ma w sobie Irlandia, że ściągają tu ludzie z całego świata i czują się jak w domu? Może to legendarna gościnność i umiejętność podejmowania rozmowy przez jej mieszkańców, a może chodzi o "genetyczną pamięć miejsc", zapisaną w naszych komórkach przynależność do konkretnego, niekoniecznie zgodnego z miejscem urodzenia, kraju?

wydane przez Wydawnictwo Książnica
Sama chętnie bym się o tym przekonała. To co, pakujemy egzemplarz "Baru McCarthy'ego" do torby i lecimy do Irlandii? Mają tam mnóstwo przytulnych pubów, w których można poczytać.

piątek, 5 sierpnia 2011

Sześć- marzenie o psie

Ciągłe wyjazdy nie pozostawiają dużo czasu na lekturę. W zeszłym tygodniu, będąc na obstawie zawodów jeździeckich, przeczytałam tylko kilka stron; w niedzielę wieczorem pojechałyśmy z A. w góry, a tam, wiadomo- dwa- trzy słowa przed snem w najlepszym wypadku. Nie szkodzi, bo  Karkonosze są cudowne, Jelenia Góra piękna- i jest tam Empik. A ponieważ miałyśmy wczoraj kilka  godzin do odjazdu pociągu, każda z nas wyszła z księgarni z zadrukowanym skarbem. Usiadłyśmy na rynku- i czy jest coś lepszego niż ciekawa książka w ładnym miejscu, z przyjacielem u boku i tabliczką czekolady pod ręką? Pewnie jeszcze przyjemniej byłoby na górskim szczycie albo w schronisku, ale na to nie mogłyśmy sobie pozwolić, czas nas gonił.

wydana przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Za to w drodze do domu miałyśmy na czytanie całe 6 godzin, które wystarczyły na lekturę wspomnień Susannah Charleson, autorki "Tropem zaginionych. Jak pies ratownik zmienił moje życie". Gdy tylko zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że muszę ją kupić. Z okładki spogląda na mnie golden retriever, pies ratowniczy z elitarnej jednostki Search and Rescue, szkolony, by szukać zaginionych i ofiar katastrof. Susannah Charleson opisuje nie tylko same akcje ratownicze, ale również proces treningu, a także codzienność partnerów z SAR. W swojej książce wspomina o męczących szkoleniach, trudnych egzaminach i wyczerpujących, często wielodniowych akcjach poszukiwawczych, w których brała udział ze swoją goldenką Puzzle; pisze też o przywiązaniu, miłości i oddaniu psów i ich właścicieli.

"Tropem zaginionych" przeczytałam jednym tchem. Kiedyś sama chciałabym szkolić psa-ratownika; dzięki tej lekturze ponownie zaczęłam się zastanawiać nad obciążeniem psychicznym, toważyszącym opiekunowi, który wysyła swojego czterołapego przyjaciela w niebezpieczny teren. Na pewno nie jest to łatwe, ale Susannah pisze, że warto- a ja jej wierzę.

PS Autorka wspomina o zdjęciu, zrobionym w trakcie akcji ratowniczej po zamachu na Murrah Federal Building w Oklahomie. Widnieje na nim Skip Fernandez ze swoim psem Aspen, odpoczywający po całonocnej akcji. Znalazłam je i naprawdę robi wrażenie!