sobota, 31 grudnia 2011

52- "Szlaki człowieka. Podróże drogami świata", Ted Conover

Wydana przez Wydawnictwo Czarne
Moja rodzina dobrze mnie zna- ta książka to był gwiazdkowy strzał w dziesiątkę. Wszyscy wiedzą, że uwielbiam historie o podróżach, a tu jest ich aż sześć!

Teda Conovana fascynuje droga- nie tylko jako proces przemieszczania się i wiążące się z nim przemiany zachodzące w podróżnym, ale także jako coś czysto fizycznego- szlak jako taki, asfaltowy, kamienny czy piaszczysty, bez różnicy. W swoich wyprawach autor chciał przemierzyć jedne z ważniejszych dróg współczesnego świata- istotnych ze względu na zmiany, jakie się pod ich wpływem dokonują w otaczającym środowisku i ludziach.

Dla mieszkanców Peru takim szlakiem byłaby na pewno, gdyby w końcu powstała, Autostrada Międzyoceaniczna, łącząca ich kraj z Brazylią. W momencie pisania książki istniała ona jedynie w planach polityków i architektów, a nad słusznością jej budowy toczyły się publiczne debaty. Tymczasem Ted Conovan, w swojej podróży śladami drzewa mahoniowego, musiał korzystać z innych szlaków.
Niesamowite wydaje mi się to, w jaki sposób popyt na szlachetne drewno w oddalonych o tysiące mil Stanach Zjednoczonych, zmienia środowisko peruwańskich wiosek. Tartaki i drwale, szukając najłatwiejszego dostępu do drzew, niszczą obszary chronione; powstają nowe drogi, przekształcając istniejący od lat układ domostw i zmuszając żyjących w dżungli Indian do przenoszenia się w dalsze rejony.
Powstanie Autostrady mogłoby przynieść zyski, ale też sporo strat, między innymi zniknęłyby zażyłości i sieć pomocy stworzona przez kursujących po starych drogach kierowców.  Conover zdaje się to rozumieć i nie neguje racji żadnej ze stron.

Kolejne rozdziały "Szlaków człowieka" poświęcone są drogom w Afryce: wiecznie zakorkowanym ulicom Lagos, gdzie autor jeździł karetkami oraz szosom Tanzanii, które przemierzał z kierowcami ciężarówek, badając problem AIDS.

W dalszych częściach książki Conover opisuje podróże po Chinach, dopiero zaczynających się cieszyć dostępnością prywatnych samochodów oraz po Izraelu i Zachodnim Brzegu, oddzielonymi granicą z licznymi posterunkami.

Natomiast w moim ulubionym rozdziale, pt. "Uciec z Shangri-La" ,autor opowiada o drodze z indyjskiego Reru, małej wioski leżącej wysoko w górach, do położonego nad Indusem większego miasta. Tę trasę można przebyć tylko w jeden sposób- wędrując po zamarzniętym korycie rzeki. Ale pomimo niebezpieczeństwa, każdego roku kilkoro nastolatków wybiera się w tę podróż, żeby kontynuować naukę. Niesamowita historia!

Jak to zwykle bywa z książkami składającymi się z kilku odrębnych historii, i w tym przypadku niektóre jej fragmenty są lepsze, a inne nieco gorsze. Część rozdziałów podobała mi się bardzo, kilka było mniej interesujących- ale ogólne wrażenie jest zdecydowanie pozytywne.
Conover zawarł w "Szlakach człowieka" ciekawe informacje dotyczące historii dróg i regionów, w jakie się wybierał, ale co najważniejsze- jego książka jest pełna autentycznej pasji i to właśnie sprawia, że chce się ją czytać. Z czystym sumieniem mogę ją polecić każdemu miłośnikowi podróży- i tych prawdziwch, i tych palcem po mapie.

czwartek, 29 grudnia 2011

51- "Jak być domową boginią. Wypieki i przysmaki kojące duszę", Nigella Lawson

Wydana przez wydawnictwo Filo
Do kompletu brakuje mi jeszcze tylko dwóch książek Nigelli.  Mam nadzieję, że kulinarna bogini szybko napisze nowe, bo lektura każdej kolejnej dostarcza mi dużo radości i przykra byłaby świadomość, że podobne przyjemności już mnie nie czekają. Szanowna Pani Nigello, apeluję: miska i łyżka w dłoń, laptop na kolana, proszę pisać!

"Jak być domową boginią..." została u nas wydana jedenaście lat po brytyjskiej premierze, ale nie starciła na aktualności. Fragmenty poprzedzające każdy przepis są dowcipne i pełne ciepła, a same przepisy jak zwykle zachęcają do stanięcia w kuchni w pełnej gotowości bojowej. Już zaznaczyłam sobie kilka stron (no dobrze, może raczej kilkanaście) , a jedną czy dwie potrawy zamierzam zrobić na Sylwestra.

Ta książka poświęcona jest głównie słodkim wypiekom- ale nie tylko, bo znaleźć w niej można też przepisy na pizzę czy grzane wino, a także cały rozdział poświęcony chlebom i inny- szeroko pojętym przetworom butelkowo- słoikowym.
Największy entuzjazm wzbudza we mnie zazwyczaj jedzenie z czekoladą; tym razem było podobnie, chociaż i w pozostałych częściach książki znalazłam fragmenty, pod wpływem ktorych zaczynało mi łakomie burczeć w brzuchu. A czytałam je zaraz po Świętach, więc naprawdę muszą być bardzo zachęcające.

"Jak byc domową boginią..." jest, ze wszystkich posiadanych przez mnie dzieł Nigelli, najbardziej "kulinarne"- więcej tu przepisów niż radosnego opowiadania o jedzeniu. Może dlatego czytałam tę książkę stosunkowo długo, fragmentami. Nie znaczy to wcale, że jest ona nieciekawa czy źle napisana, po prostu nad niektórymi przepisami trzeba się zastanowić; poza tym, nawet czekolada w zbyt dużych ilościach bywa niestrawna, lepiej ją sobie dawkować.
Zdjęcia potraw są, jak we wszystkich książkach Nigelli, piękne, ale wolałabym, żeby było ich trochę więcej- chociaż wtedy książka miałaby pewnie około pięciuset stron, zamiast prawie czterystu.

Cieszę się, że mam tę pozycję na swojej "kulinarnej" półce, na pewno będę z niej korzystać. Może nawet dzisiaj? Blacha ciepłego ciasta drożdżowego z jabłkami brzmi zachęcająco...

środa, 28 grudnia 2011

50- "Zrób sobie raj", Mariusz Szczygieł

wydana przez Wydawnictwo Czarne
Czechy kojarzą mi się z zimowymi wyprawami na narty, letnim wędrowaniem po Karkonoszach, pysznym chlebem z kminkiem, medownikiem oraz sympatycznymi ludźmi. To są te najbardziej prywatne skojarzenia- ale przychodzą mi też na myśl absurdalne komedie, piękna Praga, bajka o Kreciku i piwo. Miedzy innymi o tych sprawach (może poza Krecikiem, ale to na pewno przeoczenie) wspomniał Szczygieł w "Zrób sobie raj"- książce, którą dostałam na Gwiazdkę i natychmiast pochłonęłam.

Autor zabawnie, z sympatią opisuje naród, który z humoru zrobił swoją tarczę, w przestrzeni publicznej akceptuje najdziwniejsze nawet dzieła sztuki, a o Bogu myśli jako o archaicznej idei potrzebnej do szczęścia może pięciolatkom.
Szczygła zdaje się szczególnie interesować ta ostatnia kwestia: jak to jest żyć w kraju, gdzie nie ma Boga, ba, gdzie Boga nie ma nawet w prywatnym życiu obywateli. Sami Czesi chlubią się tytułem jednego z najbardziej zateizowanych narodów na świecie, a nieliczni wierzący traktują swoją religię jak coś niemal wstydliwego.

W "Zrób sobie raj", Czechy jawią się jako miejsce prawie idealne, gdzie można skryć się przed szarą rzeczywistością, a kiedy będzie bardzo źle- zasłonić swoją rozpacz humorem albo publicznie wygłosić poemat o gównie. Ten ostatni sposób zdaje się być bardzo popularny wśród tamtejszych artystów- jakoś nie potrafię wyobrazić sobie podobnej sceny w Polsce, a szkoda, życie byłoby o wiele ciekawsze.

Szczygieł poświęcił tez fragment książki Praskiej Wiośnie, ale nawet tak poważny temat potraktował z humorem- co nie znaczy, że go zlekceważył. Cieszę się, że nie wszyscy pisarze muszą używać patosu do opisywania ważnych wydarzeń.

"Zrób sobie raj" to sympatyczny portret naszych południowych sąsiadów, który zachęca do potraktowania Czech inaczej, niż tylko jako letniego kurortu. Chętnie pojechałabym tam przy najbliższej okazji, zwiedzając Pragę z książką Szczygła pod pachą.

PS: Mam swój ulubiony fragment reportażu: jest to historia Egona Bondy'ego, który pracował jako dozorca wieloryba w muzeum. Gdzie indziej możnaby robić coś podobnego?! Za to właśnie pokochałam tę ksiązkę.

niedziela, 25 grudnia 2011

49- "Taksim", Andrzej Stasiuk

Wydana przez Wydawnictwo Czarne
Powieści drogi mają w sobie coś pociagającego. Nieustanny ruch, zmiana miejsca i otaczającej rzeczywistości- czego chcieć więcej? Kto powiedział, że osiadły tryb życia, z bezpieczeństwem czterech ścian i znajomych twarzy w ulubionym serialu, jest lepszy od cygańskiego błąkania się po krajach znanych i nieznanych?

Bohaterowie "Taksimu" mają domy, ale większość czasu spędzają w drodze, wożąc swój ruchomy sklep z używaną odzieżą po wsiach i miasteczkach Słowacji, Węgier i Rumunii. Dostarczają klientom upragnionych bluzkek ze złotą nitką, skórzanych kurteki i czapek uszanek, starając się zarobić na tanią whiskey, papierosy i węgiel do pieca. W drodze poznają swoje historie, pragnienia i słabości, opowiadają, opowiadają, opowiadają... Cofają się w przeszłość, ale i wybiegają w przyszłość, snując szalone plany. Przekonują się, że w każdym państwie można znaleźć znane elementy, a ludzkie namiętności nie zważają na granice państw i wszędzie są podobne.

"Taksim" jest swojego rodzaju pochwałą prostego życia- bohaterowi do szczęścia nie są potrzebne kolejne przedmioty, a wizyty w supermarkecie nie służą zakupom, a jedynie zaspokojeniu chęci pobycia z ludźmi. Czas w odwiedzanych przez niego wioskach się zatrzymał, na rumuńskiej prowincji nadal widuje się furmanki, a Cyganie żyją tak, jak przed laty. Jedyna różnica polega na tym, że na targowiskach sprzedaje się, obok kos i siekier, chińskie tenisówki i dresy.

Książka Stasiuka hipnotyzuje, po części za sprawą nazw takich jak Medziborie czy Satu Mare i przedziwnej mieszaniny języków, jaką posługuje się bohater, a po części dlatego, że w "Taksimie" świat jest wyjątkowo prawdziwy- nie czarny czy biały, ale szary jak rumuńskie drogi. Polecam!

środa, 14 grudnia 2011

48- "Syrenka", Camilla Lackberg

Wydana przez wydawnictwo Czarna Owca
Niech żyje Camilla! Nikt inny nie pisze tak dobrych kryminałów. Albo może powinnam powiedzieć, że nie znam nikogo takiego. Tak czy owak, książki Lackberg są znakomite, a "Syrenka" nie odstaje od reszty.

Christian, bibliotekarz z Fjallbacki, wydaje debiutancką powieść, która szybko zostaje okrzyknięta wydarzeniem literackim. Jednocześnie na jaw wychodzi fakt, iż ktoś wysyła do pisarza listy z pogróżkami. Nie tylko on otrzymuje złowieszcze przesyłki: ofiarą prześladowań pada jeszcze dwóch jego przyjaciół z dzieciństwa, a trzeci z nich zostaje zamordowany.

Sprawą zajmuje się, znana czytelnikom, policja z Tanumshede. Czy ekipa dochodzeniowa rozwiąże zagadkę tajemniczego prześladowcy oraz odkryje motyw jego postępowania? Co, poza wspólnie spędznym dzieciństwem, łączy czterech mieszkańców nadmorskiej miejscowości? I jakie tajemnice skrywa Christian, tak niechętnie mówiący o przeszłości?

Ta część sagi kryminalnej Camilli Lackberg szczególnie mi się podobała. Tak jak poprzednie książki, czytało się ją świetnie, byłam też zauroczona fabułą, a zwłaszcza zakończeniem- wyjątkowo zaskakującym. Chętnie napisałabym o nim coś więcej, ale nie chcę nikomu psuć przyjemności. Dobrze wszystkim radzę- książkę w dłoń!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

47- "Smak świeżych malin", Izabela Sowa

Wydana przez Prószyński i S-ka
Ostatnio w Poznaniu mamy prawdziwy wysyp akcji, podczas których można wymieniać książki- i świetnie! Myślę, że takich wydarzeń nigdy za wiele, chociaż na trzecie trudno mi było znaleźć cokolwiek, czego mogłabym się pozbyć. W końcu coś wyszperałam i, w zamian za nietrafiony prezent, przyniosłam do domu dwie powieści Sowy. Miałam kiedyś cały ich komplet, ale niestety którejś z koleżanek tak się spodobały, że mi ich nie zwróciła. Trudno, na szczęście w pewien sposób je odzyskałam (brakuje mi jeszcze "Herbatników z jagodami").

"Smak świeżych malin" to pierwsza z serii trzech "owocowych", powiązanych ze sobą, książek Izabeli Sowy. Główna bohaterka, Malina, studiuje zarządzanie na jednej z krakowskich uczelni, zmaga się ze "smokiem diety" i szuka miłości. Ot, kolejna babska historia, ktoś mógłby powiedzieć. Niby tak, ale powieść ma w sobie jakieś wyjątkowe ciepło i nie razi tanim sentymentalizmem. Sowa pisze dowcipnie, przekornie, z ironią. Z bohaterami można się utożsamić, ale jednocześnie są oni świeży, nie powielają dobrze znanych schematów.

Lubię wracać do fragmentów tej książki, kiedy mam gorszy dzień i potrzebuję pociechy. Farmaceutyczne eksperymenty Maliny, jej perypetie związane ze zmianą mieszkania i wróżby zakręconej babci- to wszystko poprawia mi humor nie gorzej niż tabliczka czekolady. A o ile to tańsze i lepsze dla talii!
Dziękuję Pani, Pani Izabelo, za stworzenie takiego pocieszacza!

A organizatorom akcji "Przytargaj książki" dziękuję za umożliwienie mi odzyskania tej książki i zdobycia kolejnych.

46- "Jamie Oliver. Człowiek. Jedzenie. Rewolucja", Gilly Smith

Wydana przez wydawnictwo Vesper
Uwielbiam książki, uwielbiam gotowanie. Historia Jamiego Olivera była więc oczywistym wyborem, kiedy moja Mama szukała dla mnie prezentu na Mikołajki.

Jamiego znam raczej z gazet, niż z telewizji, bo jego programów próżno szukać na antenie. A szkoda, bo podobno są świetne. Do tej pory widziałam tylko dokument o akcji zmieniania jadłospisu w brytyjskich szkołach- bardzo inspirujący. Cieszę się, że i w Polsce głosy zaniepokojonych rodziców przedostały się do mediów: świetnie pamiętam, co można było kupić w sklepikach szkolnych.

Ale miałam zajmować się książkami, a nie polityką żywieniową. Szczerze mówiąc, biografia autorstwa Gilly Smith nie bardzo mi się podobała. Jest to obraz stronniczy i jednostronny- a nie wierzę, przy całej mojej sympatii i szacunku do Jamiego, żeby był on osobą idealną. Bez wątpienia Oliver zrobił wiele, by rozpropagować gotowanie w domu i zasady zdrowego żywienia, niewątpliwie przyczynił się do zmiany gustu przeciętnego Brytyjczyka- i chwała mu za to. Ale nie wierzę, żeby nie miał wad, w końcu to zwykły człowiek. Niestety, Gilly Smith stawia mu pomnik za życia, starając się odmalować obraz kucharza, męża i ojca bez skazy. Mało to przekonujące.

Jednocześnie jednak z książki można dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy na temat zawodowych początków Nagiego Szefa, jego kampanii żywieniowych i programów pomocowych. Historia prostego chłopaka z prowincji, który przed trzydziestką został milionerem sławnym niemal na całym świecie, inspiruje i zachęca do snucia marzeń. Na peany na cześć Jamiego trzeba przymknąć oko i po prostu cieszyć się lekturą- może trochę pretensjonalną, ale przyjemną.

PS: Jedną książkę kucharską autorstwa Olivera miałam już wcześniej, a od dłuższego czasu przymierzałam się do kupienia "Jamiego Olivera w domu" (polecanej przez znajomego szefa kuchni z Londynu). Po lekturze biografii Gilly Smith nie mogłam się oprzeć i wreszcie na mojej półce stoi to cudo, o którym na pewno wkrótce napiszę.

poniedziałek, 5 grudnia 2011

45- "Most nad rwącą rzeką", Stanisława Fleszarowa- Muskat

Wydana przez Wydawnictwo Morskie
Mam szczególny sentyment do Stanisławy Fleszarowej- Muskat. Z jej książką „Pasje i uspokojenia” wiąże się pewna historia, którą jeszcze długo będę wspominać z sympatią. Kilka ładnych lat temu, jako kilkunastolatka, byłam na rejsie na Mazurach. Przeczytałam już wszystkie powieści, które ze sobą zabrałam, więc wybrałam się na cumującą obok żaglówkę, żeby pożyczyć jakąś gazetę. Bardzo miła pani dała mi wtedy w prezencie nie tylko czasopismo, ale również książkę Fleszarowej- pozycję, do której wracałam wielokrotnie, nie tylko na wakacjach.
Nic więc dziwnego, że kiedy, na ostatniej akcji Przytargaj Książki w Poznaniu, zobaczyłam „Most nad rwącą rzeką”, rzuciłam się na niego jak hiena. Książka jest stara, wydana na początku lat 80-tych i ma ten uroczy zapach zżółkłego papieru. Czytałam ją z prawdziwą przyjemnością.

Dominika i Łukasz, młodzi Polacy, wyjeżdżają na wycieczkę do Hiszpanii. Ona, studentka Akademii Sztuk Pięknych, ma nadzieję sprzedać utkane przez siebie kilimy zagranicznym turystom. On, początkujący architekt, więcej uwagi poświęca wieściom z kraju niż zabytkom. W Polsce lat 80-tych wiele i niespokojnie się dzieje, a młodzi stają przed wyborem- zostać w beztroskiej Hiszpanii i w końcu żyć pełnią życia- czy wracać i, w razie potrzeby, walczyć o wolność? Dla Dominiki wybór jest tym trudniejszy, że jej kilimy niespodziewanie kupuje Jerome Asman, światowej sławy dyrygent, któremu tkaniny przypominają dawno opuszczoną ojczyznę, a sama dziewczyna- młodość i radość życia.
W powieści Fleszarowej zderzają się dwie rzeczywistości- Polski lat osiemdziesiątych, z kolejkami i brakiem perspektyw, oraz Zachodu: Stanów Zjednoczonych, Hiszpanii czy Szwecji, skąd obywatele mogą wyjeżdżać bez przeszkód i gdzie buty kupuje się w pierwszym lepszym sklepie.

Urodziłam się za późno, żeby pamiętać czasy komunizmu, ale znam je z opowieści rodziców. Nie do końca mieści mi się w głowie fakt, że papier toaletowy był towarem deficytowym- i myślę, że podobne odczucia mieli pochodzący z Zachodu bohaterowie „Mostu nad rwącą rzeką”. Tym trudniej było im zrozumieć, dlaczego Dominika i Łukasz chcą wracać do takiego kraju- i dziewczyna sama się nad tym zastanawiała. Mając do wyboru życie w ponurej rzeczywistości z jednej, a beztroskę u boku młodego Hiszpana albo sławnego artysty z drugiej strony, co ja bym wybrała? No właśnie…

niedziela, 27 listopada 2011

44- "Łowca autografów", Zadie Smith

Wydana przez Wydawnictwo Znak
Książki Zadie Smith zazwyczaj połykam bardzo szybko, nie mogac sie oderwać od opowiadanych przez autorkę historii. "Łowcę autografów" czytałam prawie tydzień, nie tylko z powodu braku czasu. Coś w tej powieści sprawiało, że nie porwała mnie tak, jak pozostałe. Być może to nie był dobry czas na tę lekturę, nie wiem.

Tym razem bohaterem powieści Zadie Smith jest Alex- Li Tandem, pół Chińczyk, pół biały Żyd. Mężczyzna zajmuje się handlem autografami, ma piękną dziewczynę, grono starych przyjaciół i kota.  Mieszka i pracuje w Londynie. Jego największą obsesją jest pragnienie zdobycia podpisu Kitty Alexander, gwiazdy filmowej z lat pięćdziesiątych. Któregoś dnia, po długiej i mocno przyprawionej marihuaną nocy, Alex budzi się z autografem Kitty w kieszeni. Dlaczego nagle, po blisko dwudziestu latach otrzymywania błagalnych listów, gwiazda postanowiła przerwać milczenie i spełnić prośbę swojego najwierniejszego fana? Tandem leci na targi do Nowego Jorku, zdecydowany odnaleźć aktorkę. Przeszkodzić mu nie może ani operacja ukochanej, ani perswazje przyjaciół. Czy największe marzenie Alexa się spełni a Kitty okaże się nie gorsza od wyobrażenia o niej?

Poza tym, że Alex jest łowcą autografów, jest też Żydem, marzącym o wydaniu książki dzielącej świat na dwie kategorie: tego, co żydowskie oraz tego, co gojowskie. Prace nad ukończeniem dzieła posuwają się powoli, bo przecież rzeczywistość obejmuje tyle zagadnień: zawody, czynności dnia codziennego, potrawy, piosenki... A pisanie ksiażki jest tym trudniejsze, że autor sam ma wątpliwości co do swojej tożsamości i religijności.

"Łowca autografów", to, jak pozostałe powieści Smith, przede wszystkim obraz społeczności wielokulturowej, przeplatających się narodowości i religii. Lubię barwną atmosferę jej książek, ale tym razem nie byłam w stanie do końca wejść w świat Alexa i jego przyjaciół. Sama nie wiem czy to "wina" autorki, czy moja- być może za jakiś czas zrobię do "Łowcy autografów" kolejne podejście i będę w stanie powiedzieć coś więcej.
A tymczasem- wielkie brawa dla wydawcy, okładka książki jest wyjątkowo ładna.

niedziela, 20 listopada 2011

43- "Na Czarnym Wzgórzu", Bruce Chatwin

Wydana przez Świat Książki

Bruce'a Chatwina znam przede wszystkim jako autora świetnej książki "W Patagonii". O tym, że jest to pisarz wybitny, przekonałam się, czytając "Na Czarnym Wzgórzu"- przepiękną powieść obyczajową.

Jej bohaterami są bracia bliźniacy, Lewis i Beniamin Jones, starzy kawalerowie, mieszkający na walijskiej farmie. Bardzo ze sobą związani, spędzają razem niemal całe życie, z krótkimi tylko przerwami. Są świadkami I i II wojny światowej, przemian obyczajowych, kolejnych narodzin i pogrzebów. Nierozłączni aż do końca, tacy sami, a jednak bardzo różni.
Wychowywani na wsi przez surowego ojca, prostego człowieka i kochającą, wykształconą matkę, nigdy nie wyrwali się z rodzinnej farmy. Nie doczekają się żon ani potomków, ale mają siebie- związani do tego stopnia, że odczuwają nawzajem swój ból.

Powieść nie obfituje w zwroty akcji, nie ma w niej wielkiej zagadki ani dramatycznych wydarzeń- a jednak książka hipnotyzuje i nie pozwala o sobie zapomnieć. Piękne, obrazowe opisy, emocje przedstawione bez zbędnego patosu, codzienne sprawy zwykłych ludzi- to wszystko sprawia, że trudno się od "Na Czarnym Wzgórzu" oderwać. Chciałabym czytać jak najwięcej podobnych książek.

niedziela, 13 listopada 2011

42- "Zaginiona", Karin Alvtegen

Wydana przez Świat Książki
Nigdy nie przechodzę obojętnie obok półki z literaturą skandynawską, a ponieważ w mojej bibliotece w tym dziale najwięcej jest kryminałów, siłą rzeczy czytam ich całkiem sporo. Ich lektura daje mi dużo radości, bo uwielbiam zagadki, a książki autorów ze Szwecji, Norwegii czy Danii dostarczają też mnóstwa informacji o życiu społeczeństwa, które mnie interesuje.

"Zaginiona" to historia pewnej bezdomnej kobiety, niesłusznie oskarżonej o dokonanie kilku morderstw. Sybilla znajduje się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, a lęk przed uwięzieniem nie pozwala jej zgłosić się na policję i wyjaśnić sytuacji.
Niespodziewanie kobieta znajduje sprzymierzeńca w nastoletnim Patryku, zafascynowanym życiem bezdomnych. Chłopiec postanawia dowieść tego, iż Sylla jest niewinna, znajdując prawdziwego mordercę. Trop wiedzie do zmarłego kilka miesięcy wcześniej mężczyzny, którego organy zostały wszczepione ofiarom.

Bardzo podobała mi się historia Sybilli, przedstawiona między wierszami- dzieciństwo w bogatej rodzinie, pobyt w szpitalu psychiatrycznym, bezdomność. Interesująca jest też postać piętnastoletniego Patryka, jego naiwność i silne przeświadczenie o tym, że świat powinien być sprawiedliwy.

Karin Alvtegen może nie napisała najbardziej odkrywczej książki na świecie, ale na pewno udało jej się stworzyć powieść ciekawą, wciągającą i zapewniającą doskonałą rozrywkę. Świetna propozycja na jesienny wieczór.

sobota, 12 listopada 2011

41- "Trzy silne kobiety", Marie NDiaye

Wydana przez Wydawnictwo Sonia Draga
„Trzy silne kobiety” to kolejna pozycja z serii literatury francuskiej, za którą ostatnio się zabrałam. Oprawiona w tkaninę, książka zachęca do lektury, ale pod ładną okładką skrywa trzy niewesołe historie.
Jako pierwszą poznajemy Norah, która przylatuje do Afryki na wezwanie niewidzianego przez lata ojca. W niegdyś bogatych, a obecnie podupadających wnętrzach wielkiego domu wspomina niewesołe dzieciństwo. W trakcie pobytu konfrontuje dawny wizerunek ojca z jego obecnym stanem, a także odwiedza w więzieniu swojego brata, skazanego za zabójstwo macochy. Sony twierdzi, że morderstwa dokonał ojciec, odkrywszy romans żony i syna.
Przebywając poza Paryżem, Norah ma okazję zastanowić się nad swoim życiem. Jej związek z Jakobem dawno przestał ją cieszyć, teraz kobieta czuje się wykorzystywana i tęskni do czasów, kiedy mieszkała jedynie z córeczką. Czy rozłąka pozwoli jej zyskać nową perspektywę?

Drugą z tytułowych silnych kobiet jest Fanta, ale w powieści nie znajdziemy jej wypowiedzi, a jedynie jej wizerunek stworzony przez partnera- Rudy’ego Descasa, sfrustrowanego sprzedawcę zabudowy kuchennej. Z jego przemysleń wynika, że para się pokłóciła i padły pewne niewybaczalne słowa.
Fanta żle się czuje w obcym kraju, do którego przyjechała z ukochanym, nie może pracować w zawodzie nauczycielki i jest sfrustrowana ciągłym zajmowaniem się domem. Nawiązuje romans z szefem partnera, co nieoczekaiwanie prowadzi do duchowego wyzwolenia Rudy'ego.

Bohaterką ostatniej opowieści jest Khady- kobieta, która straciłam męża. Jego rodzina nie pozwala jej zostać w domu, uważa ją za bezużyteczną, skoro nie potrafiła dać im wnuka. Khady zostaje wysłana w podróż do Francji, ale okazuje się, że dotarcie tam nie jest proste i może zająć lata. Kobieta traci wszystkie pieniądze i zostaje prostytutką, ale udaje jej się odnaleźć wolę życia, której brakowało jej po śmierci męża.

Wszystkie, zawarte w nagrodzonej Nagrodą Goncourtów książce, historie łączy wątek straty, która paradoksalnie prowadzi do pozytywnych zmian. Każda z nich jest inna, ale są na swój sposób podobne- dają poczucie, że nawet najtrudniejsze wydarzenia mogą być początkiem czegoś dobrego.
Lektura "Trzech silnych kobiet" każe przypomnieć sobie, że nadzieję należy mieć do samego końca.

niedziela, 6 listopada 2011

40- "Z Miśkiem w Norwegii. Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem", Aldona Urbankiewicz

Wydana przez wydawnictwo Prószyński i S-ka
Oglądałam kiedyś tę książkę w księgarni, ale szkoda mi było na nią pieniędzy. Ostatnio znalazłam ją w bibliotece- i po przeczytaniu przekonałam się, że nie jest warta swojej ceny. Mogłaby być bardzo ciekawa, ale mi się nie podobała.

Książka jest zapisem podróży dwójki Polaków i ich małego synka, Mikołaja, na Nordkapp, a częściowo też wspomnieniem wcześniejszej wyprawy Aldony i Marcina do Norwegii. Wtedy para przemieszczała się samochodem osobowym, tym razem wybierają kampera. Przejeżdżają kilka tysięcy kilometrów, w drodze powrotnej zahaczając o Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę. Te kraje ich jednak nie interesują, nie skupiają się też na Szwecji. Ich celem jest tylko i wyłącznie Norwegia, wielka miłość Aldony.

Niestety autorka zdaje się skupiać bardziej na samej jeździe kamperem, niż na widokach i miejscach, które zwiedza. Oczywiście opisuje też krajobrazy, ale miałam nadzieję, że w książce o Norwegii będzie więcej Norwegii, a mniej pozycji, jakie trzeba przyjmować w samochodzie, tego, co rodzina zjadła na obiad i ilości warstw, jakie zakłada mały Misiek. Być może zaczynałam książkę ze złym nastawieniem, w sumie mogłam się spodziewać typowego dziennika z podróży, skoncentrowanego głównie na przeżyciach i potrzebach dziecka.

Irytowały mnie bardzo liczne zdrobnienia, których autorka zdecydowanie nadużywa. Te wszystkie "śniadanka", "obiadki", "chlebki" i "zupki" działają na mnie jak płachta na byka. Wiem, że najważniejszą postacią w tej książce jest czternastomiesięczny chłopiec, ale czy musi to oznaczać kompletną infantylizację tekstu?

Duży plus należy się za to Aldonie Urbankiewicz za liczne, często piękne zdjęcia, które umilają lekturę i wywołują chęć natychmiastowego znalezienia się w opisywanym miejscu.

W tym roku na pewno Norwegii nie odwiedzę, ale kto wie, może za rok albo dwa?

wtorek, 1 listopada 2011

39- "Apetyczna panna Dahl", Sophie Dahl

Wydana przez wydawnictwo Filo
Dawno już nie czytałam tak apetycznej książki, naprawdę. Wszystko, poczynając od wspaniale zapowiadających się przepisów (jutro zrobię zupę z awokado), przez przepiękne zdjęcia, aż po ciekawy tekst, zachęca do jedzenia i gotowania. Ślinianki pracują w zawrotnym tempie, w brzuchu burczy, a ręce rwą się do siekania, szatkowania, mieszania.

"Apetyczną pannę Dahl" kupiłam, zachęcona jej recenzją zamieszczoną na blogu White Plate. Kiedy wzięłam książkę do ręki po raz pierwszy, wiedziałam, że muszę ją mieć, bo oprawa graficzna jest wspaniała. Radosne kolory, prezentacja potraw, szorstki, matowy papier- to wszystko aż krzyczało: "zabierz mnie do domu".  Nie opierałam się szczególnie, przeszkodą była może tylko dosyć wysoka cena. Ale co mi tam, raz się żyje i wydaje stypendium.

Poza samymi przepisami, Sophie Dahl zamieściła w swojej książce również wspomnienia z rodzinnego domu, opis własnych żywieniowych perturbacji i w końcu rady dotyczące tego, jak mądrze jeść. Autorka nie zachęca do stosowania żadnej diety, a jedynie do słuchania swojego organizmu i zachowania umiaru. Pisze przekonująco i barwnie, nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja jej zaufałam.

Niektóre przepisy są cudownie rozpustne (ciasto czekoladowe!), inne skromnie wegetariańskie, a zdecydowana większość zdrowa, co nie znaczy, że jałowa albo nudna. Już nie mogę się doczekać, aż wypróbuję chociaż kilka z nich. A książkę będę na pewno często przeglądać, ciesząc się jej urodą.

38- "Pocieszenie", Anna Gavalda

Wydana przez Świat Książki
Chociaż moją największą miłością jest Skandynawia, ostatnio mam "francuski" okres. Smakują mi croissanty, marzę o wyjeździe do Paryża i kasztanach na placu Pigalle. W najbliższym czasie raczej ich nie spróbuję, ale rekompensuję to sobie, czytając francuskie książki. Na pierwszy ogień poszło rewelacyjne "Pocieszenie" Anny Gavaldy.

Na okładce powieści widnieje cytat z "L'Express": "Anna Gavalda to dobra wróżka literatury francuskiej". Szczerze mówiąc, w pierwszym momencie mnie to do lektury zniechęciło, ale ponieważ jest jesień i bardziej niż zwykle potrzebuję książek ciepłych i niosących pocieszenie, postanowiłam się nie zrażać. W końcu w najgorszym wypadku przeczytałabym łzawe, beznadziejne romansidło.

Na szczęście okazało się, że powieści Gavaldy do taniego melodramatu daleko. Książka chwyta za serce, ale jest przy tym interesująca, zaskakująca i naprawdę warta tych kilku godzin spędzonych na lekturze. Momentami tak smutna, że z trudem udawało mi się nie płakać jak bóbr w autobusie, a innym razem dająca otuchę. Świetna, świetna powieść!

Główny bohater, Charles, jest zdolnym paryskim architektem. Wykonuje zawód, o którym zawsze marzył, ale przytłacza go zmęczenie, ciągłe podróże i wypalający się związek z Laurence. Pewnego dnia otrzymuje list informujący o śmierci matki byłego przyjaciela- kobiety, która go inspirowała i fascynowała, a za którą nadal, po upływie wielu lat, nie przestał tęsknić. Charles jedzie na prowincję, aby odnaleźć grób Anouk i spotkać się z jej synem, Alexisem, niegdyś najlepszym przyjacielem, później narkomanem, wrakiem człowieka.
Z dala od Paryża czeka nie tylko mogiła dawnej kochanki, ale również wspomnienia z dzieciństwa, prawda o obecnym związku i pewna niesamowita kobieta- Kate, mieszkająca na pustkowiu z gromadką przybranych dzieci, liczną menażerią (w tym lamą!) i niesamowitym domem na głowie.

Jedną z moich ulubionych postaci powieści jest Niania- transseksualista, który zajmuje się małymi Alexisem i Charlesem, nosi perły i aksamitne fatałaszki, śpiewa piosenki z musicali i kocha chłopców ponad wszystko. Karmi ich bułkami z czekoladą i chowa w kieszeni wypchanego gołębia, a w końcu ginie w publicznej toalecie.

Takie jest całe "Pocieszenie"- mieszanka radości i smutku. Piękna historia miłosna, ale bez zbędnej słodyczy i egzaltacji. Dzięki Ci, Anno Gavaldo!

sobota, 29 października 2011

37- "Czerwona wilczyca", Liza Marklund

Wydana przez Wydawnictwo Czarna Owca
Ten tydzien upłynął pod znakiem kryminałów. Książka Lizy Marklund jest kolejną szwedzką powieścią kryminalną, ktorą z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim miłośnikom gatunku.

Tym razem, znana nam główna bohaterka, Annika Bengtzon, postanawia napisać cykl artykułów o szwedzkich aktach terroru. Kiedy leci do północnej Szwecji, gdzie w latach sześćdziesiątych wysadzono samolot bojowy, okazuje się, że jej kolega po fachu, od którego miała dostać materiały, został celowo przejechany przez samochód. Annika rozmawia ze świadkiem zdarzenia i nakłania go do zgłoszenia się na policję, a kilka dni później chłopak zostaje zamordowany. Dziennikarka nie wierzy w zbieg okoliczności i postanawia znaleźć sprawcę. Wpada na trop terrorysty, ktory po wielu latach nieobecności wrócił do kraju. Jedną z jego znajomych była w młodości obecna minister kultury...

W "Czerwonej wilczycy" Annika Bengtzon musi zmierzyć się nie tylko z oporem wydawcy i politycznymi intrygami, ale również z własną psychiką. Parę miesięcy wcześniej była więziona przez terrorystę i teraz zastanawia się czy nie wpłynęło to na nią bardziej, niż się jej wydaje. Dziennikarka nie znajduje też oparcia w mężu, który nawiązuje romans z koleżanką z pracy.

Czy Annika dotrze do prawdy o morderstwach, zdoła przekonać szefa do swojej teorii i uratować małżeństwo?

36- "Czterdzieste czwarte dziecko", Tom Rob Smith

Kolega pożyczył mi tę książkę mówiąc, że to kryminał. Faktycznie jest w niej wątek kryminalny, ale dla mnie ważniejsze było tło opowieści- rzeczywistość ZSRR za czasów Stalina.

Główny bohater, Lew Stiepanowicz Demidow, pracuje jako funkcjonariusz MGW, tajnej policji. Prowadzi wygodne życie u boku pięknej żony, Raisy, jest ponad wszystko oddany ojczyźnie. Pewnego dnia ginie syn jego podwładnego. Nieoficjalne zeznania świadka wskazują na morderstwo, ale przecież w idealnym społeczeństwie rosyjskim nie ma miejsca na zbrodnie. Lew lekceważy sprawę, lecz jego podwładny nie potrafi mu tego zapomnieć. Rzeczywistość, w jakiej obaj żyją, daje wiele okazji do zemsty i wkrótce Raisa zostaje oskarżona o zdradę. Małżonkowie muszą uciekać, a Demidow odkrywa, że w całym kraju giną dzieci, wszystkie w podobny sposób. Rozpoczyna się podwójny wyścig- Lew i Raisa chcą ocalić życie, jedncześnie ścigając bezwzględnego mordercę.

Tom Rob Smith bardzo szczegółowo opisał przesłuchania więźniów, zastaszenie ludności i trudne życie mieszkańców wsi. Fakty te były mi znane już wcześniej, ale i tym razem nie czytało się o nich łatwo. Na tych sprawach skupiłam się bardziej niż na wątku morderstwa, ale nie zmienia to faktu, iż "Czterdzieste czwarte dziecko" jest świetnym kryminałem.
A dodatkowym plusem lektury było to, że naprawdę cieszyłam się, że żyję tu i teraz i nie muszę się przejmować każdym wypowiedzianym nieopatrznie słowem.

wtorek, 25 października 2011

35- "Niemiecki bękart", Camilla Lackberg

Wydana przez Wydawnictwo Czarna Owca
Wcale się nie dziwię uwielbieniu, jakim czytelnicy na całym świecie darzą skandynawskie kryminały. Połączenie zgrabnie skonstruowanej intrygi i bogatego tła społeczno-kulturalnego sprawia, że powieści Larssona czy Lackberg pochłaniają całą uwagę. Dostarczają nie tylko rozrywki, ale też dają obraz współczesnego szwedzkiego czy norweskiego społeczeństwa, z jego problemami i stylem życia.

"Niemiecki bękart" jest kontynuacją sagi kryminalnej, kolejną po "Ofiarze losu" powieścią z policjantami z Tanumshede w roli głównej. Tym razem funkcjonariusze muszą rozwiązać zagadkę morderstwa, którego ofiarą pada Erik Frankel, osiemdziesięcioletni historyk. Po odkryciu zwłok mężczyzny, do miasteczka wraca Axel Frankel, jego brat, słynny znawca nazizmu, który w czasie wojny przebywał w obozie koncentracyjnym. Okazuje się, że współczesna zbrodnia wiąże się z wydarzeniami sprzed sześćdziesięciu lat, a po śmierci Erika ofiarą przestępstwa padnie jeszcze jedna osoba, jego koleżanka z młodości.

Tymczasem Erika, żona policjanta, pisarka, znajduje na strychu zakrwawiony dziecięcy kaftanik i pamiętniki z lat czterdziestych, należące do jej matki. Jakie tajemnice kryją w sobie niebieskie bruliony? I czy istnieje jakiś związek między nimi a morderstwami?

Powieść Camilli Lackberg jak zwykle wciąga, fragmenty dotyczące współczesności i okresu wojny są równie ciekawe.
 Bardzo podobał mi się wątek urlopu ojcowskiego, rozterki rodziców zajmujących się dziećmi i tęsknących za towarzystwem dorosłych.

Z czystym sumieniem mogę "Niemieckiego bękarta" polecić i wielbicielom kryminałów, i pasjonatom powieści obyczajowych.

sobota, 22 października 2011

34- "Brick Lane", Monica Ali

Wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka
Podobno powieść M. Ali odniosła w Wielkiej Brytanii ogromny sukces. Szczerze mówiąc nie wiem, dlaczego. Na to, aż akcja nabierze tempa, czekałam do około 150. strony. Potem rzeczywiście zrobiło się ciekawie, ale chyba nie na tym rzecz polega, żeby męczyć się przez tyle czasu?

Nazneen nosi w sobie przekonanie o konieczności zdania się na los. Pochodzi z Bangladeszu, ale jako młoda dziewczyna zostaje wydana za mąż i wysłana do Londynu. Tam wiedzie typowe życie dobrej żony, zajmującej się domem i dziećmi. Nie zna języka, nie pracuje i stara się zapomnieć o swoich pragnieniach. Chanu, jej mąż, nie potrafi zrealizować żadnego z licznych ppomysłów na własny biznes i w końcu zgadza się, żeby Nazneen zajęła się krawiectwem. W ten sposób w życiu kobiety pojawia się Karim- młody Bengalczyk, niespokojny duch zaangażowany w walkę o prawa swojej społeczności. Pod wpływem tej znajomości Nazneen zaczyna stawiać sobie pytania o swoje marzenia i cele, a rola żony przestaje jej wystarczać.
Tymczasem nastroje społeczne w Londynie zmieniają się, napięcie wokół kwestii imigrantów zaczyna narastać, a Chanu planuje powrót rodziny do Bangladeszu.

Na początku postać Nazneen bardzo mnie irytowała. Jej marazm sprawiał, że miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Ale w pewnym momencie kobieta zmienia się, a razem z nią zmianie ulega cała powieść- akcja staje się bardziej wartka i z niecierpliwością czeka się na kolejne wydarzenia. Szkoda tylko, że tak długo to trwa.

Nie znam środowiska londyńskich imigrantów, ale wydaje mi się, że autorka świetnie je opisała. Oddała nie tylko wygląd osiedli, zachowanie mieszkańców, ale nawet towarzyszące im każdego dnia zapachy. Za umiejętność malowania słowem Monice Ali należy się najwyższe uznanie.

niedziela, 16 października 2011

33- "Klątwa Prometeusza", Robert Ludlum

Wydana przez Wydawnictwo Albatros
Po męczącym dniu uwielbiam posiedzieć na kanapie z dobrą powieścią sensacyjną w ręku. Ciekawa intryga, szybkie zwroty akcji i niewymagająca fabuła sprawiają, że całe napięcie znika. A jeśli chcę przeczytać świetną książkę z tego gatunku, Ludlum na pewno mnie nie zawiedzie.

Nick Bryson jest agentem w stanie spoczynku. Po latach pracy w Dyrektoriacie, najtajniejszej agencji wywiadowczej w Stanach Zjednoczonych, obejmuje posadę wykładowcy na uniwersytecie. Tam wiedzie normalne życie- do momentu, kiedy składa mu wizytę zastępca dyrektora CIA. Mężczyzna oświadcza, że wszystko, w co Nick wierzył, było zręcznie przygotowaną mistyfikacją, a on sam pracował dla Rosjan. Bryson dowiaduje się, że wykonując powierzone mu misje, tak naprawdę szkodził ojczyźnie i przysługiwał się światowemu terroryzmowi. Agent zgadza się szpiegować Dyrektoriat, nie wiedząc, że wplątuje się w rozgrywkę między rządowymi agencjami a tajemniczymi Prometajanami, chcącymi przejąć kontrolę nad światem.

Fabuła "Klątwy Prometeusza" jest ciekawa, obfituje w gwałtowne zwroty, ale niestety w pewnym momencie powieść staje się przewidywalna i zbyt pompatyczna. Czytanie jej sprawiło mi sporo przyjemności, ale ckliwe do granic przyzwoitości zakończenie pozostawiło niesmak, o którym szybko nie zapomnę.

środa, 12 października 2011

32- "Zakupologia. Prawda i kłamstwa o tym, dlaczego kupujemy", Martin Lindstrom

Wydana przez Wydawnictwo Znak
Czy wiesz, dlaczego kupiłaś swój szampon do włosów? Bo sprawia, że na głowie masz bujną grzywę, a po łupieżu ani śladu? Nie, prawdopodobnie padłaś ofiarą reklamy. Ktoś za pomocą odpowiedniego kształtu opakowania, zapachu kojarzącego się z dzieciństwem albo kolorów działających na podświadomość przekonał Cię, że ten szampon z każdej kobiety uczyni gwiazdę filmową. Przerażające? Ale prawdziwe.

Martin Lindstrom jest światowej klasy specjalistą od budowania marki. W swojej książce uświadamia czytelnika, w jaki sposób producenci wpływają na jego decyzje. Posługując się dziedziną nauki zwaną neuromarketingiem, obserwuje, jakie reakcje zachodzą w mózgach konsumentów. A potem wyjawia zaskakujące wnioski: że nawiązania do seksu wcale nie powodują wzrostu sprzedaży, ostrzeżenia na paczkach papierosów wręcz zachęcają do palenia, a pod wpływem zapachu wanilii w sklepach jesteśmy gotowi kupować o 50% więcej.

Pod wpływem lektury "Zakupologii" zaczęłam zastanawiać się nad opisanymi w niej chwytami marketingowymi i rzeczywiście wiele z nich można zauważyć w polskich sklepach czy reklamach. A ponieważ żeby móc się bronić, trzeba znać metody walki przeciwnika, myślę, że każdy powinien książkę Lindstroma przeczytać. Z zakupów nie da się zrezygnować, ale warto wiedzieć, na co zwracać uwagę i jak nie dać się podejść przez producentów.

31- "Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy", Jean Hatzfeld

Wydana przez Wydawnictwo Czarne
Myślę, że większość z nas w pewien sposób oswoiła się z historiami o Holokauście. Ten temat jest obecny w naszej codzienności, powstało wiele książek i opracowań, nakręcono filmy dokumentalne i fabularne. O eksterminacji Żydów uczymy się w szkołach, słuchamy opowieści rodziców czy dziadków i nadal, po tylu latach, nie mieści nam się w głowach, jak to możliwe, że takie niewyobrażalne zło w ogóle miał miejsce.
Tymczasem o rzezi w Rwandzie niewiele się mówi. Tragedia, która wydarzyła się przecież tak niedawno, została jakby zapomniana. Być może przyczyną jest to, że nie dotknęła nas ona bezpośrednio, a o walkach w różnych afrykańskich państwach słyszy się niemal codziennie. Liczba ofiar czystek etnicznych z 1994 roku jest nieporównywalnie mniejsza niż liczba pomordowanych Żydów, ale nadal olbrzymia. Dlatego myślę, że należy o niej pisać i trzeba o niej czytać- żeby nie zapomnieć.

Książka Hatzfelda poraża. Świadectwa ocalałych z rzezi Tutsi nie byłam w stanie przeczytać na raz, bo dawka cierpienia i niezrozumiałego okrucieństwa była zbyt duża. Fragmenty reportażu były jak gorzkie pigułki- okropne w smaku, ale wiedziałam, że muszę je połknąć, jedna po drugiej. I czytałam: o dziewczynie, która przez trzy dni patrzyła na agonię matki, której Hutu odcieli ramiona i nogi; o ludziach spedzających miesiąc w bagnie; o mężczyznach, którzy przeżyli tylko dzięki temu, że przez całe dnie biegali, uciekając oprawcom. Najgorsze jednak wydawało mi się nie okrucieństwo morderców, ale to, że torturowali i zabijali swoich sąsiadów, a nawet członków rodzin- tylko dlatego, że byli Tutsi. Tego nie da się zrozumieć i z tą świadomością muszą żyć ocaleni.

Najwieksze wrażenie zrobiła na mnie wypowiedź pewnej młodej kobiety, która przeżyła ludobójstwo. Doświadczyła ona ogromnego zła, a jednak patrzy na świat z niesamowitym jak na swoją sytuację optymizmem. Nie obwinia się za to, że ocalała, jest zadowolona z obecnego, spokojnego życia. I tylko na widok mężczyzn z maczetami wpada w histerię. Słowa tej kobiety pozostaną ze mną na długo. A przy najbliższej okazji kupię "Strategię antylop", bo uważam, że pomordowanym i ocalałym należy się chociaż pamięć.

wtorek, 11 października 2011

30- "Mały Wielki Człowiek", Thomas Berger

Wydana przez Wydawnictwo Wojciech Pogonowski
Zazwyczaj to chłopcy zaczytują się opowieściami o Dzikim Zachodzie, ale ja też zawsze lubiłam historie o Indianach. Polowania na bizony, taniec słońca i barwy wojenne- te sprawy interesowały mnie, podczas gdy koledzy bawili się w Power Rangers. Do tej pory nie minęła moja fascynacja pierwotnymi mieszkańcami Ameryki, chociaż teraz jest ona podszyta nie radością, ale smutkiem.

Powieść Thomasa Bergera wpadła mi w ręce podczas poznańskiej akcji Book- Change. Sięgnęłam po nią, myśląc, że to fantastyka; okładka skojarzyła mi się z książkami o Jakubie Wędrowyczu. Jednak po przeczytaniu opisu nie byłam rozczarowana i tom powędrował ze mną do domu.

"Mały Wielki Człowiek" to opowieść o losach Jacka Crabba, ostatniego uczestnika słynnej bitwy pod dowódcą generała Custera. Mężczyzna, dożywający bardzo sędziwego wieku w domu opieki, opowiada o swoim życiu, w którym nie brakowało ciekawych wydarzeń. W wieku pięciu lat trafił do obozu Czejenów i został wychowany jak rodowity Indianin, jednak w późniejszym okresie wielokrotnie zmieniał krąg najbliższych mu osób. Krążył między powstającymi właśnie miastami Dzikiego Zachodu, brał udział w gorączce złota, pracował jako poganiacz mułów. Walczył zarówno po stronie białych, jak i Czejenów, miał szwedzką i indiańską żonę i kilkoro mieszanych dzieci. Nie czuł się na miejscu ani w świecie rodaków, ani wśród wojowników i squaw, a w Ostatniej Bitwie Custera wziął udział tylko z chęci zemsty na generale.

Powieść Bergera jest ironicznym nawiązaniem do tradycyjnych opowieści o Dzikim Zachodzie. Nie brak w niej humoru, ale nie brakuje też tęsknoty za czasami, kiedy prerię przemierzały wielomilionowe stada bizonów. Muszę przyznać, że podczas lektury sama miałam ochotę usiąść w tipi albo na grzbiecie indiańskiego konia i poczuć tę atmosferę.

poniedziałek, 3 października 2011

29- "Nigella Ekspresowo", Nigella Lawson

Wydana przez Wydawnictwo Filo
Zdaję sobie sprawę z tego, że zaliczanie książki kucharskiej do puli przeczytanych pozycji może wydawać się dziwne. Prawda jest jednak taka, że wszystkie książki Nigelli Lawson przeczytałam od deski do deski. Wciągają jak najlepsze kryminały, a jedyną wadą ich lektury jest rosnący z każdą sekundą apetyt, który w końcu przeradza się w dzikiego potwora, żądajacego natychmiastowego zaspokojenia.

Nigella Lawson jest znana jako najseksowniejsza z kucharek, ale tę cechę ukazuje raczej w programach telewizyjnych. W swoich książkach natomiast daje się poznać jako świetna kumpelka, mówiąca, że nic się nie stanie, jeśli sobie odpuścisz czy ułatwisz pracę, bo gotowanie ma być przede wszystkim przyjemnością. Kobiety na całym świecie kochają Nigellę za niefrasobliwe podejście do kalorii i, co najważniejsze, wspaniałe przepisy na każdą okazję.

Mnie jawi się ona również jako świetna pisarka, obdarzona darem zamieniania zwykłej anegdoty w zabawną historię. Jej książki są pełne humoru i ciepła, co sprawia, że chętnie czytam je przed snem albo w ponure poranki. Mało co tak porawia nastrój, jak kilka przepisów na pyszności, opatrzonych pięknymi zdjęciami i zabawnym opisem. A do tego ciastko lub dwa, oczywiście.

PS: Ogromnym plusem książek Nigelli jest to, że z podanych przepisów naprawdę wychodzą fantastycze potrawy. Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież o to chodzi w książkach kucharskich, ale akurat w przypadku tej autorki gotowanie schodzi na dalszy plan. Piszę to z pełną odpowiedzialnością, jako osoba uwielbiająca prace w kuchni.

niedziela, 2 października 2011

28- "Bezpowrotnie utracona leworęczność", Jerzy Pilch

Wydana przez Wydawnictwo Literackie
Ach, Jerzy Pilch! Mistrz ironii i humoru, celnych uwag, dowcipnych felietonów.
Jego książkom zawdzięczam momenty niemożliwego do opanowania śmiechu w autobusie, szeroki uśmiech w tramwaju, chwile relaksu między zajęciami.

Kilka dni temu kolega poprosił mnie o zwrot "Bezpowrotnie utraconej leworęczności", którą musiał oddać do biblioteki. Nie przeczytałam jej wcześniej, ale zaczęłam czytać w autobusie, a znajomy na szczęście nie przyszedł na zajęcia. Lektura krótkich felietonów zajmuje dosłownie chwilę, a przyjemność jakiej dostarcza jest ogromna.

"Bezpowrotnie utracona leworęczność" jest, jak wspomina autor, po części autobiograficzna. W trzydziestu rozdziałach Pilch pisze między innymi o kotach, męce towarzyszącej porządkowaniu biblioteki (znanej mi, chociaż nie wątpię, że pisarz ma księgozbiór kilkanastokrotnie bogatszy od mojego) czy wozie pogrzebowym. Jak nikt inny potrafi stworzyć perfekcyjną  mieszankę humoru i zadumy, w jednej chwili zmuszając czytelnika do histerycznego wręcz śmiechu, w kolejnej karząc mu się zastanowić nad słusznością danej myśli.

Co jeszcze bardzo mi się podoba w książce, to wrażenie, jakby Pilch pisał o mnie. Czytam rozdział o niemożności zapamietania treści książek i mam ochotę wykrzyknąć: ja też tak mam! Trafiam na fragment o miłosci do "wykwintnych zeszytów w linie", które nigdy nie zostają zapisane- i co? patrzę na sterty podobnych notatników leżących w różnych miejscach pokoju. Albo skłonność rodziny autora do gromadzenia absolutnie wszystkiego: wystarczy, że przypomnę sobie piwnicę i szopki mojego Dziadka.

Oczywiście nie ze wszystkimi sądami Pilcha się zgadzam, ale przecież nie na tym rzecz polega, żeby książka potwierdzała nasze opinie, ale żeby móc swoje przekonania skonfrontować z innymi. Dlatego mogę z czystym sumieniem powiedzieć: kocham Pana, Panie Pilchu.

sobota, 1 października 2011

27- "Good night, Dżerzi", Janusz Głowacki

Wydana przez Świat Książki
Dawno nie czytałam tak dziwnej książki. Przez pierwsze kilkadziesiąt stron trudno było mi się zorientować, o co właściwie chodzi, myliły mi się postaci, gubiłam wątek. W pewnym momencie powieść mnie zainteresowała, ale w ogólnym rozliczeniu chyba nie mogę powiedzieć, że mi się podobała.

Tytułowy Dżerzi: pisarz- geniusz czy oszust, ocalały z Holokaustu czy pozujący na takiego, wybitna osobowość czy żałosny pijak i erotoman?
Jerzy Kosiński robi karierę w Ameryce, ale czy naprawdę sam napisał swoje książki? Tłumacze i redaktorzy oskarżają go o przypisanie sobie ich dzieł, pojawiają się plotki, że bestsellerowa powieść jest kopią "Kariery Nikodema Dyzmy". Czy skandal doprowadzi Dżerziego do samobójstwa?

Nie polubiłam głównego bohatera, sympatię czułam do zafascynowanej nim Rosjanki Maszy, która ostatecznie też okazała się nie być postacią pozytywną. Czy o to właśnie chodziło autorowi? Że niczego i nikogo nie możemy byc pewni? Przygnębiająca konkluzja, niewesoła książka. Raczej nie sięgnę po inne powieści Głowackiego.

środa, 28 września 2011

26 "Znachor", Tadeusz Dołęga- Mostowicz

Wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka
"Znachora" wymieniłam podczas akcji Book-Change, wybierając go całkiem przypadkowo. Okazało się, że jest to swojego rodzaju klasyka, że na podstawie książki nakręcono film i powinnam była o nim słyszeć. Najwyraźniej mam spore braki w obyciu, ale przynajmniej lektura była dla mnie miłą niespodzianką.

Ostatnio podobną powieść czytałam chyba w liceum. Tadeusz Dołęga- Mostowicz napisał "Znachora" w latach 30-stych, dlatego język jest w nim urzekająco staroświecki, szyk zdań zabawny, a treść rozczula romantyzmem. Świetnie się bawiłam, śledząc losy bohaterów i czułam się trochę, jakbym wróciła na lekcje języka polskiego w ogólniaku.

Historia wymyślona przez Dołęgę- Mostowicza jest pełna dramatyzmu. Poznajemy więc wybitnego chirurga, Rafała Wilczura, którego pewnego dnia porzuca żona, zabierając ze sobą córeczkę. Profesor spędza wiele godzin w podrzędnym lokalu, a kiedy zamroczony alkoholem wraca do domu, zostaje napadnięty. Traci pamięć i tuła się po kraju, przywłaszczając sobie cudzą tożsamość. Po kilku latach osiada w młynie, gdzie zostaje wiejskim znachorem, wyróżniającym się wybitnymi umiejętnościami i altruizmem.

W powieści nie brakuje też wątku miłosnego, mezaliansu i zbrodni, co sprawia, że "Zanchora" czyta się z wypiekami na twarzy. Wypiekami godnymi panienki z dobrego domu, spędzającej wieczory z tomikiem w jednej, a robótką ręczną w drugiej ręce.

niedziela, 25 września 2011

25- "Czwarta ręka"

Wydana przez Wydawnictwo Prószyński i S-ka

"Czwarta ręka" Johna Irvinga podobała mi się mniej niż pozostałe książki tego autora. Nie porwała mnie tak jak "Ostatnia noc w Twisted River" czy "Zanim Cię znajdę", o której już pisałam. Historia zapowiadała się bardzo ciekawie, niestety akcji zabrakło wartkości i powieść trochę mnie rozczarowała.

Główny bohater "Czwartej ręki", Patrick Wallingford, jest dziennikarzem telewizyjnym. Rozpoznawalność i sławę przynosi mu jednak nie kolejny reportaż o dziwacznym wypadku, ale materiał o nim samym. Podczas przygotowywania wywiadu na terenie cyrku, Patrick zbliża się do lwa, który... odgryza mu dłoń. Od chwili wyemitowania nagrania, reporter jest znany w całym kraju jako "facet od lwów", co nie przeszkadza mu w objęciu stanowiska prezentera wiadomości.

Pewnego dnia z Wallingfordem kontaktuje się doktor Nicholas Zajac, wybitny specjalista zajmujący się chirurgią ręki. Podejmuje się przeprowadzić transplantację dłoni, jeśli tylko znajdzie się odpowiedni dawca.
Tymczasem w nieszczęśliwym wypadku ginie Otton Clausen, pozostawiając zapis o chęci przekazania swojej lewej ręki Patrickowi. Przed operacją reporter musi się tylko spotkać z wdową, panią Clausen. Krótka rozmowa przeradza się w akt seksualny, w wyniku którego Doris zachodzi w ciążę, a Patrick zakochuje się bez pamięci. Sytuacja staje się tym dziwniejsza, że pani Clausen żąda kontaktów z dłonią byłego męża.

"Czwarta ręka" obfituje w czarny humor i erotyzm, fabuła zaskakuje- a jednak czegoś mi w książce brakuje. Żałuję, że autor nie poświęcił więcej uwagi postaci doktora Zajaca, która wydaje mi się dużo ciekawsza niż Patrick. Może powieść z chirurgiem w roli głównej bardziej przypadłaby mi do gustu.

czwartek, 22 września 2011

24- "Droga do szczęścia"

Koleżanka ostrzegała mnie, że tej książki po prostu nie da się przeczytać, że jest nudna, irytująca i męcząca. Szczerze mówiąc, nie było chyba lepszego sposobu, żeby zachęcić mnie do sięgnięcia po nią. I tak chciałam to zrobić, urzeczona adaptacją filmową Sama Mendesa, ale uwaga R. dodatkowo mnie zmobilizowała. Nie zawsze zgadzamy się w kwestii tego, co warto przeczytać i teraz bardzo chciałam jej udowodnić, że, wbrew jej opinii, tę powieść da się polubić.

I rzeczywiście, "Drogę do szczęścia" Richarda Yatesa skończyłam. Nie jestem tylko pewna czy mi się podobała. Być może błędem było czytanie jej po obejrzeniu ekranizacji, bo od początku wiedziałam, jakie jest zakończenie.

Frank i April Wheelerowie to młode amerykańskie małżeństwo. Mają dwójkę nieplanowanych dzieci i silne poczucie beznadziei. On codziennie chodzi do pracy, której nienawidzi, ona głównie zajmuje się domem. Oboje gardzą stylem życia sąsiadów, uważając swoją sytuację- nudną posadę, domek na przedmieściach, nieciekawych przyjaciół- za tymczasową. Marzą o zmianie i pewnego dnia postanawiają rzucić wszystko i przeprowadzić się do Paryża, gdzie Frank mógłby się rozwijać, a April znaleźć pracę jako sekretarka. Przygotowania mają potrwać kilka miesięcy- miesięcy, w trakcie których wiele się zmienia, a młode małżeństwo musi się zmierzyć ze zdradą, rozpaczą i tchórzostwem.

Sama nie wiem co mi przeszkadzało w trakcie czytania. Pomysł bardzo mi się podoba (szkoda tylko, że znałam tę historię już wcześniej), Yates pisze ciekawie. W trakcie lektury irytowało mnie chyba ciągłe napięcie, niepokój bohaterów, który mi się udzielił, nie pozwalając się odprężyć. Cały czas miałam poczucie nadchodzącej katastrofy i w pewnym momencie nie mogłam się doczekać końca, ostatecznego rozstrzygnięcia i uwolnienia od cierpienia April i Franka.
Wydana przez Wydawnictwo Sonia Draga
Być może cechy, o których piszę, mogą być postrzegane jako główne atuty powieści- w końcu nie każdy autor potrafi aż tak poruszyć czytelnika, wywołać tak silne emocje. Nie jestem tylko pewna czy ja lubię tak się męczyć.

wtorek, 20 września 2011

23- "Grzesznik"

Wspominałam już chyba o tym, że bardzo lubię powieści Tess Gerritsen i thrillery medyczne w ogóle. Większość książek z tego gatunku znakomicie nadaje się na wakacje- czyta się je szybko i przyjemnie, nie wymagają szczególnej uwagi i nawet po męczącym dniu zapewniają rozrywkę.
"Grzesznik" nie jest wyjątkiem: mogłam jednym okiem śledzić tekst, a drugim obserwować krajobraz za oknem. Ne oznacza to jednak, że fabuła mnie nie zainteresowała- wręcz przeciwnie.

Tym razem detektyw Jane Rizzoli i doktor Maura Islesmuszą zmierzyć się ze zbrodnią dokonaną na... zakonnicach. Dwie mieszkanki klasztoru zostaja brutalnie pobite. Starsza zapada w śpiączkę, a młodsza ginie na miejscu. Sekcja zwłok wykazuje, że zmarła niedawno urodziła dziecko.

Jednocześnie w opuszczonym budynku policjanci znajdują zwłoki kobiety, pozbawione twarzy, dłoni i stóp. Śledzczy podejrzewają, że sprawca chciał uniemożliwić identyfikację ofiary, ale patolog odkrywa, że zamordowana chorowała na chorobę Hansena.

Sprawę zakonnic oraz kobiety bez twarzy łączy masakra dokonana na mieszkańcach pewnej indyjskiej wioski...

Wydana przez Wydawnictwo Albatros
Jak zwykle powieść Tess Gerritsen mnie nie zawiodła. Dała mi to, czego oczekiwałam: zagadkę, parę medycznych ciekawostek i interesujących faktów z życia ulubionych bohaterów.

niedziela, 18 września 2011

22- "Zasada nieoznaczoności"

Kiedy A. pożyczała mi mały stosik książek, tę kazała przeczytać jako ostatnią, uważając ją za najlepszą. I rzeczywiście, bardzo mi się podobała, najbardziej ze wszystkich.

Narratorem powieści Andrzeja Andrysiaka jest Bóg- ale nie poczciwy brodacz z błękitnej chmurki, tylko ironiczny dowcipniś. Opowiada o życiu kilku osób, których losy splatają się ze sobą w ciągu mniej lub bardziej zwyczajnych zdarzeń.
Poznajemy Lidię, która wychodzi za mąż za Sycylijczyka, którego nie kocha, ale z którym chce dzielić radości i smutki, prowadząc jego wymarzoną restaurację. Jednak jej przeszłość nie pozwola o sobie zapomnieć i małżeństwo się rozpada, a kobieta zostaje na Sycylii. Zatrudnia młodego kucharza, fanatyka filmów, z którym ma krótki, ale brzemienny w skutki romans.
Narrator przedstawia nam też Jacka- odnoszącego sukcesy w pracy dziennikarza, który pustkę w życiu wypełnia seksem z kolejnymi partnerkami. W końcu los stawia na jego drodze Annę, kobietę inną niż jego poprzednie kochanki. Jadą razem na urlop na Sycylię.
Moim ulubionym bohaterem jest Adam: niegdyś architekt, obecnie włóczęga, jeżdżący bez celu po Europie. Mężczyzna stara się dojść do siebie po wypadku samochodowym, w którym zginęły ukochana żona i córka. W swoim kaperze, oprócz najpotrzebniejszych rzeczy, wozi również Fidela Castro oraz Pinocheta, partnerów filozoficznych dysput. Po półtorarocznej podróży Adam trafia na włoską wyspę.

Wydana przez wydawnictwo Prozami
Powieść jest wielowątkowa, miejscami bardzo dziwna, ale dobrze się ją czyta. Podoba mi się sposób, w jaki autor połączył poszczególne historie, pozostawił niekóre kwestie niewyjaśnione. Bohaterowie są ciekawi, każdy z nich skrywa jakąś tajemnicę, stopniowo odkrywaną w kolejnych rozdziałach. A oryginalny narrator tylko dodaje powieści smaczku.

21- "Zakłócony spokój"

9 dni wakacji, trzy książki. Nie miałam zbyt wiele czasu na czytanie, zaledwie parę chwil przed zaśnięciem, bo w podróży szkoda mi było rezygnować z obserwowania widoków za oknem.

Przed przeczytaniem którejkolwiek z książek Yatesa obejrzałam kinową adaptację jego "Drogi do szczęścia" z Leonardo DiCaprio i Kate Winslet w rolach głównych. Film zrobił na mnie duże wrażenie, pamiętam, że płakałam w kinie. Byłam ciekawa czy adaptacja jest lepsza od oryginału, ale żadna z książek Yatesa nie wpadła mi w ręce, aż do ostatniej wizyty w bibliotece.

Moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu "Zakłóconego spokoju" to dojmujący smutek. Historia mężczyzny po trzydziestce, który przeżywa załamanie nerwowe i trafia do szpitala Bellevue, a potem razem ze swoją kochanką tworzy na ten temat film, jest całkiem optymistyczna- do czasu. w pewnym momencie, kiedy wydaje się, że wszystko w życiu Johna Wildera zaczyna się układać, bohater przechodzi kolejny kryzys. A powieść staje się coraz bardziej przygnebiająca. Pod koniec nie wiadomo już co jest prawdą, a co wytworem szalonego umysłu.

Wydana przez Wydawnictwo Sonia Draga
Książkę kończyłam późnym wieczorem i muszę się przyznać, że przed samym zaśnięciem przeczytałam głupi artukuł w gazecie, żeby historia Yatesa nie była ostatnią rzeczą, o jakiej będę myśleć tego dnia. Nie dlatego, że mi się nie podobała- po prostu bałam się koszmarów ze szpitalem psychiatrycznym w roli głównej.

czwartek, 8 września 2011

20- "Ukryte godziny"

Dwudziesta pozycja! Dwadzieścia książek za mną, miliony czekają na przeczytanie. Szkoda tylko, że w roku akademickiem nie będę miała tylu spokojnych przedpołudni i wieczorów do wykorzystania. Ale za to aura zacznie bardziej sprzyjać czytelnictwu: już nie moge się doczekać tych godzin spędzonych pod kocem z herbatą i tomem w ręcę, kiedy za oknem wieje i pada.

W poniedziałek byłam na wspaniałej akcji Book-Change (gratuluję organizatorkom pomysłu i realizacji!), skąd wyszłam z 6 książkami pod pachą. Trudno było mi znaleźć cokolwiek, z czym mogłabym się pożegnać, ale w końcu wyszperałam jakieś zapomniane tomy i wymieniłam je na: album fotograficzny dla taty, kryminał Tess Gerritsen dla mamy (dla siebie też, lubię jej powieści), "Drogę do szczęścia", "Małego wielkiego człowieka", "Znachora" i dzisiejszą lekturę: "Ukryte godziny".

Powieść Delphine de Vigan urzekła mnie samym wyglądem, bo jest oprawiona w płótno i wyjątkowo ładna. Treść w niczym nie ustępuje okładce, nieprzypadkowo książka dostała w 2009 roku Nagrodę Goncourtów (polski wybór 2009).

Bohaterami "Ukrytych godzin" jest dwójka paryżan. Mathilde, po latach pracy w korporacji, pada ofiarą mobbingu. Nie potrafi poradzić sobie z prześladowaniami ze strony szefa, ale jednocześnie nie jest w stanie poprosić o pomoc. Resztki zdrowia psychicznego zachowuje dzięki synom, rozpaczliwie pragnąc, aby ktoś dostrzegł jej stan i przerwał samotność.
Thibault pracuje jako lekarz, dojeżdża do pacjentów w ich domach i firmach. Większość dnia spedza w samochodzie, stojąc w korkach i mając czas na rozmyślania na temat swojego, niewesołego, życia. Właśnie zakończył związek z kobietą, która nie odwzajemniała jego miłości i czuje, że otaczające go ludzkie tragedie zaczynają go przytłaczać. A przede wszystkim cierpi z powodu samotności.
Gdyby ich drogi się przecięły, być może daliby sobie uczucie, za którym tak tęsknią- ale czy tak sie stanie?

Wydana przez Wydawnictwo Sonia Draga
To pytanie towarzyszyło mi w trakcie całej lektury, nie pozwalając zapomnieć o przeczytanych stronach. Książka hipnotyzuje, trzyma w napięciu aż do końca. Końca, który niestety następuje zbyt szybko i pozostawia niedosyt.

19- "W drodze"

Nie wiem jak to się stało, że dopiero teraz przeczytałam tę książkę. Gdzie ona się podziewała przez te wszystkie lata? Dlaczego nigdy nie wpadła mi w ręce?

Trudno mi napisać cokolwiek na temat "W drodze" Jacka Kerouaca. Ponieważ to taki klasyk, pewnie już wszystko zostało na jego temat powiedziane i nie wymyślę niczego odkrywczego. Pozostaje mi tylko wyrazić swój zachwyt.

Historia jest prosta: młody Amerykanin, Sal Paradise, pewnego lata wyrusza w podróż ze wschodniego na zachodni kraniec Stanów Zjednoczonych. Toawrzyszy mu przyjaciel, Dean Moriarty, niespokojny duch, natchniony szaleniec. Razem przemierzają kolejne miasta i pustkowia, powtarzając tę trasę po wielokroć w kolejnych latach. W drodze żyją pełnią życia, prowadzą niekończące się dysputy, słuchają jazzu, piją i odnajdują starych i nowych przyjaciół. A wszystko to w gorączkowej, rozedrganej atmosferze, która udziela się czytelnikowi i nie pozwala mu odłożyć książki.

Wydana przez Wydawnictwo W.A.B.
"W drodze", manifest bitników, ma szczególną, hipnotyczną moc, skłaniającą do pójścia w ślady bohaterów, złapania autostopu i ruszenia przed siebie.

niedziela, 4 września 2011

18- "Eiger wyśniony"

Kocham góry. Chciałabym kiedyś mieszkać na południu Polski, w miejscu, skąd można w krótkim czasie dotrzeć na szlak i po prostu pójść w górę. Myślę jednak o Beskidzie, Bieszczadach, może Karkonoszach- tam bywałam, zeszłam sporo kilometrów. Nigdy za to, co dosyć dziwne, nie dotarłam w Tatry, chociaż perspektywa zdobycia wysokich gór bardzo mnie pociąga. Kiedyś w końcu tam pojadę, a na razie zadowalam się czytaniem o cudzych wyprawach i bohaterach wspinaczki.

W książce "Eiger wyśniony" wielkich ludzi i niesamowitych wypraw nie brakuje. Jon Krakauer, autor "Wszystko za Everest", opisuje w niej historie wielu sław alpinizmu. Pisze m.in. o twórcy boulderingu, Johnie Gillu, o Kukuczce, o fascynacie kanionów, Ricku Fisherze. Wspomina szczególnie tragiczne sezony w historii wejść na K2 i własne zmagania z młodzieńczymi marzeniami o zdobyciu alaskijskiej góry Devil's Thumb.

Od lektury naprawdę trudno się oderwać. Krótkie rozdziały są napisane sprawnie, opisy gór sugestywne. Szczgólnie spodobał mi się zabawny fragment mówiący o nudzie panującej w namiotach podczas załamań pogody.

Wydana przez Wydawnictwo Myfly
"Eiger wyśniony" należy do serii "360 stopni- człowiek na krawędzi", którą jestem zachwycona (mam też tom XIV, "Wyprawę szaleńców" Petera Nicholsa). Książki kojarzą mi się z notesami podróżnika, są niewielkie i opasane gumką. Co ważne, zdjęcia w środku są wklejane, a każdy tom ma miejsce na notatki i dodatkowy arkusz z mapą, planem, itp. Według mnie idealnie nadają się na prezent dla miłośnika podróży i adrenaliny.

czwartek, 1 września 2011

17- "Drogi Gabrielu"

Ola, moja koleżanka, chce pracować z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie. Podziwiam ją, bo zawsze wydawało mi się, że jest to wyjątkowo wymagające i obciążające psychicznie zajęcie. Ola mówi jednak, że satysfakcja, jaką odczuwa, rekompensuje trudy pracy. Muszę wierzyć jej na słowo, bo nie mam osobistych doświadczeń na tym polu.

Właśnie o trudach, ale i ogromnej radości obcowania z dzieckiem autystycznym (chociaż nie jestem pewna czy autyzm jest rodzajem niepełnosprawności intelektualnej, nie znam się na tym) pisze Halfdam Freihow, autor książki "Drogi Gabrielu. List". List jest zapisem codzienności rodziny Gabriela, cierpiącego na autyzm i ADHD chłopca; ojciec opowiada synowi o przeszkodzach, które muszą pokonywać na każdym kroku jego bliscy, ale dziękuje mu też za cudowne doświadczenia obce rodzicom "normalnych" dzieci.

Każda ze stron książki aż kipi od emocji: autor dzieli się pięknymi chwilami, ale nie zapomina też o złych. Pisze o wyjątkowym sposobie postrzegania świata, o precyzji dobierania słów, bezwzględnej szczerości ("Dlaczego nie zaczniesz się odchudzać, skoro jesteś taka gruba?") i empatii Gabriela, a z drugiej strony o jego wybuchach złości i przytłaczającej logice, która nie zawsze sprawdza się w życiu.

Wydana przez Wydawnictwo Znak
Muszę się przyznać, że walczyłam ze sobą, żeby nie płakać w autobusie. Książce daleko do taniego sentymentalizmu, a wyciska łzy lepiej niż niejeden dramat. Jednak autor przekonuje nas, że życie z Gabrielem, chociaż niełatwe, jest źródłem szczęścia- i to napawa optymizmem.

środa, 31 sierpnia 2011

16- wiolonczelista

"Hiszpański smyczek" to druga z książek pożyczonych od A. i zarazem kolejna, której głównym bohaterem jest muzyk. Tym razem nie skrzypek, a wiolonczelista, żyjący w Hiszpanii na przełomie XIX i XX wieku.

Przeznaczeniem Feliu jest zostać muzykiem: ze wszystkich rzeczy, jakie pozostały po jego zmarłym ojcu, chłopiec wybiera dla siebie smyczek. Zaczyna pobierać lekcje gry na skrzypcach i dopiero występ znanego wiolonczelisty uświadamia mu, że powinien zmienić instrument.
Kolejne lata upływają chłopcu pod znakiem niekończących się ćwiczeń u kolejnych mistrzów. Młody artysta trafia na dwór królewski, koncertuje nie tylko w kraju, ale i za granicą. Zdobywa sławę i uznanie, gra razem z Al- Cerrazem, którego występ słyszał jako dziecko.

Ale "Hiszpański smyczek" to nie tylko portret wspaniałego muzyka, ale również, a może przede wszystkim, powtórka z historii. Losy Feliu splatają się z losami Hiszpanii- obie wojny światowe i wojna domowa nie pozostają bez wpływu na życie artysty. Staje on przed dylematami powszechnymi w jego czasach: czy zajmować się sztuką, kiedy obok giną ludzie? czy uczynić z muzyki narzędzie polityczne?

Wydana przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Lektura książki Andromedy Romano- Lax dostarcza rozrywki, ale porusza też jakąś wrażliwą strunę w duszy. Niemal fizycznie odczuwam ból towarzyszący Feliu, jego radość związaną z grą, rozpacz po utracie ukochanej osoby. Na kilka godzin przenoszę się do świata muzyki, dzieląc z wiolonczelistą emocje i żałując, że nigdy nie nauczyłam się grać na żadnym instrumencie.

niedziela, 28 sierpnia 2011

15- Ostatni dyżur

Czy jest coś lepszego od ciekawego thrillera? Tak, ciekawy thriller medyczny. Kierując się tą zasadą, wypożyczyłam "Ostatni dyżur" Paula Carsona. Poza tym, że główny bohater jest lekarzem, książka nie ma wiele wspólnego z medycyną, ale zapewnia doskonałą rozrywkę i to mi wystarczy.

Jack Hunt, po tragicznej śmierci swojego przełożonego, obejmuje posadę ordynatora oddziału kardiologicznego w Szpitalu im. Cartera w Chicago. Nowe stanowisko jest jak los na loterii: Jack może wreszcie zapewnić żonie i synowi takie życie, na jakie zasługują. Dużo pracuje, wprowadza rewolucyjne zmiany na oddziale. Jego kłopoty zaczynają się, gdy kategorycznie odmawia kontaktu z przedstawicielami Zemdon Pharmaceuticals, potentata farmaceutycznego, wprowadzającego na rynek rewolucyjny lek. Wkrótce okazuje się, że zadarł z niewłaściwymi ludźmi, którzy mogą nie tylko zniszczyć jego karierę, ale są skłonni pozbawić go życia.

Wydana przez Wydawnictwo Książnica
"Ostatni dyżur" to dobrze napisany, naprawdę wciągający thriller. Zwroty akcji zaskakują, napięcie rośnie i trudno jest się oderwać od lektury. Jak dla mnie, troche za mało tu medycyny, ale i tak z czystym sumieniem mogę polecić tę książkę jako świetną rozrywkę na weekend.