niedziela, 27 listopada 2011

44- "Łowca autografów", Zadie Smith

Wydana przez Wydawnictwo Znak
Książki Zadie Smith zazwyczaj połykam bardzo szybko, nie mogac sie oderwać od opowiadanych przez autorkę historii. "Łowcę autografów" czytałam prawie tydzień, nie tylko z powodu braku czasu. Coś w tej powieści sprawiało, że nie porwała mnie tak, jak pozostałe. Być może to nie był dobry czas na tę lekturę, nie wiem.

Tym razem bohaterem powieści Zadie Smith jest Alex- Li Tandem, pół Chińczyk, pół biały Żyd. Mężczyzna zajmuje się handlem autografami, ma piękną dziewczynę, grono starych przyjaciół i kota.  Mieszka i pracuje w Londynie. Jego największą obsesją jest pragnienie zdobycia podpisu Kitty Alexander, gwiazdy filmowej z lat pięćdziesiątych. Któregoś dnia, po długiej i mocno przyprawionej marihuaną nocy, Alex budzi się z autografem Kitty w kieszeni. Dlaczego nagle, po blisko dwudziestu latach otrzymywania błagalnych listów, gwiazda postanowiła przerwać milczenie i spełnić prośbę swojego najwierniejszego fana? Tandem leci na targi do Nowego Jorku, zdecydowany odnaleźć aktorkę. Przeszkodzić mu nie może ani operacja ukochanej, ani perswazje przyjaciół. Czy największe marzenie Alexa się spełni a Kitty okaże się nie gorsza od wyobrażenia o niej?

Poza tym, że Alex jest łowcą autografów, jest też Żydem, marzącym o wydaniu książki dzielącej świat na dwie kategorie: tego, co żydowskie oraz tego, co gojowskie. Prace nad ukończeniem dzieła posuwają się powoli, bo przecież rzeczywistość obejmuje tyle zagadnień: zawody, czynności dnia codziennego, potrawy, piosenki... A pisanie ksiażki jest tym trudniejsze, że autor sam ma wątpliwości co do swojej tożsamości i religijności.

"Łowca autografów", to, jak pozostałe powieści Smith, przede wszystkim obraz społeczności wielokulturowej, przeplatających się narodowości i religii. Lubię barwną atmosferę jej książek, ale tym razem nie byłam w stanie do końca wejść w świat Alexa i jego przyjaciół. Sama nie wiem czy to "wina" autorki, czy moja- być może za jakiś czas zrobię do "Łowcy autografów" kolejne podejście i będę w stanie powiedzieć coś więcej.
A tymczasem- wielkie brawa dla wydawcy, okładka książki jest wyjątkowo ładna.

niedziela, 20 listopada 2011

43- "Na Czarnym Wzgórzu", Bruce Chatwin

Wydana przez Świat Książki

Bruce'a Chatwina znam przede wszystkim jako autora świetnej książki "W Patagonii". O tym, że jest to pisarz wybitny, przekonałam się, czytając "Na Czarnym Wzgórzu"- przepiękną powieść obyczajową.

Jej bohaterami są bracia bliźniacy, Lewis i Beniamin Jones, starzy kawalerowie, mieszkający na walijskiej farmie. Bardzo ze sobą związani, spędzają razem niemal całe życie, z krótkimi tylko przerwami. Są świadkami I i II wojny światowej, przemian obyczajowych, kolejnych narodzin i pogrzebów. Nierozłączni aż do końca, tacy sami, a jednak bardzo różni.
Wychowywani na wsi przez surowego ojca, prostego człowieka i kochającą, wykształconą matkę, nigdy nie wyrwali się z rodzinnej farmy. Nie doczekają się żon ani potomków, ale mają siebie- związani do tego stopnia, że odczuwają nawzajem swój ból.

Powieść nie obfituje w zwroty akcji, nie ma w niej wielkiej zagadki ani dramatycznych wydarzeń- a jednak książka hipnotyzuje i nie pozwala o sobie zapomnieć. Piękne, obrazowe opisy, emocje przedstawione bez zbędnego patosu, codzienne sprawy zwykłych ludzi- to wszystko sprawia, że trudno się od "Na Czarnym Wzgórzu" oderwać. Chciałabym czytać jak najwięcej podobnych książek.

niedziela, 13 listopada 2011

42- "Zaginiona", Karin Alvtegen

Wydana przez Świat Książki
Nigdy nie przechodzę obojętnie obok półki z literaturą skandynawską, a ponieważ w mojej bibliotece w tym dziale najwięcej jest kryminałów, siłą rzeczy czytam ich całkiem sporo. Ich lektura daje mi dużo radości, bo uwielbiam zagadki, a książki autorów ze Szwecji, Norwegii czy Danii dostarczają też mnóstwa informacji o życiu społeczeństwa, które mnie interesuje.

"Zaginiona" to historia pewnej bezdomnej kobiety, niesłusznie oskarżonej o dokonanie kilku morderstw. Sybilla znajduje się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie, a lęk przed uwięzieniem nie pozwala jej zgłosić się na policję i wyjaśnić sytuacji.
Niespodziewanie kobieta znajduje sprzymierzeńca w nastoletnim Patryku, zafascynowanym życiem bezdomnych. Chłopiec postanawia dowieść tego, iż Sylla jest niewinna, znajdując prawdziwego mordercę. Trop wiedzie do zmarłego kilka miesięcy wcześniej mężczyzny, którego organy zostały wszczepione ofiarom.

Bardzo podobała mi się historia Sybilli, przedstawiona między wierszami- dzieciństwo w bogatej rodzinie, pobyt w szpitalu psychiatrycznym, bezdomność. Interesująca jest też postać piętnastoletniego Patryka, jego naiwność i silne przeświadczenie o tym, że świat powinien być sprawiedliwy.

Karin Alvtegen może nie napisała najbardziej odkrywczej książki na świecie, ale na pewno udało jej się stworzyć powieść ciekawą, wciągającą i zapewniającą doskonałą rozrywkę. Świetna propozycja na jesienny wieczór.

sobota, 12 listopada 2011

41- "Trzy silne kobiety", Marie NDiaye

Wydana przez Wydawnictwo Sonia Draga
„Trzy silne kobiety” to kolejna pozycja z serii literatury francuskiej, za którą ostatnio się zabrałam. Oprawiona w tkaninę, książka zachęca do lektury, ale pod ładną okładką skrywa trzy niewesołe historie.
Jako pierwszą poznajemy Norah, która przylatuje do Afryki na wezwanie niewidzianego przez lata ojca. W niegdyś bogatych, a obecnie podupadających wnętrzach wielkiego domu wspomina niewesołe dzieciństwo. W trakcie pobytu konfrontuje dawny wizerunek ojca z jego obecnym stanem, a także odwiedza w więzieniu swojego brata, skazanego za zabójstwo macochy. Sony twierdzi, że morderstwa dokonał ojciec, odkrywszy romans żony i syna.
Przebywając poza Paryżem, Norah ma okazję zastanowić się nad swoim życiem. Jej związek z Jakobem dawno przestał ją cieszyć, teraz kobieta czuje się wykorzystywana i tęskni do czasów, kiedy mieszkała jedynie z córeczką. Czy rozłąka pozwoli jej zyskać nową perspektywę?

Drugą z tytułowych silnych kobiet jest Fanta, ale w powieści nie znajdziemy jej wypowiedzi, a jedynie jej wizerunek stworzony przez partnera- Rudy’ego Descasa, sfrustrowanego sprzedawcę zabudowy kuchennej. Z jego przemysleń wynika, że para się pokłóciła i padły pewne niewybaczalne słowa.
Fanta żle się czuje w obcym kraju, do którego przyjechała z ukochanym, nie może pracować w zawodzie nauczycielki i jest sfrustrowana ciągłym zajmowaniem się domem. Nawiązuje romans z szefem partnera, co nieoczekaiwanie prowadzi do duchowego wyzwolenia Rudy'ego.

Bohaterką ostatniej opowieści jest Khady- kobieta, która straciłam męża. Jego rodzina nie pozwala jej zostać w domu, uważa ją za bezużyteczną, skoro nie potrafiła dać im wnuka. Khady zostaje wysłana w podróż do Francji, ale okazuje się, że dotarcie tam nie jest proste i może zająć lata. Kobieta traci wszystkie pieniądze i zostaje prostytutką, ale udaje jej się odnaleźć wolę życia, której brakowało jej po śmierci męża.

Wszystkie, zawarte w nagrodzonej Nagrodą Goncourtów książce, historie łączy wątek straty, która paradoksalnie prowadzi do pozytywnych zmian. Każda z nich jest inna, ale są na swój sposób podobne- dają poczucie, że nawet najtrudniejsze wydarzenia mogą być początkiem czegoś dobrego.
Lektura "Trzech silnych kobiet" każe przypomnieć sobie, że nadzieję należy mieć do samego końca.

niedziela, 6 listopada 2011

40- "Z Miśkiem w Norwegii. Jak łatwo i tanio podróżować z dzieckiem", Aldona Urbankiewicz

Wydana przez wydawnictwo Prószyński i S-ka
Oglądałam kiedyś tę książkę w księgarni, ale szkoda mi było na nią pieniędzy. Ostatnio znalazłam ją w bibliotece- i po przeczytaniu przekonałam się, że nie jest warta swojej ceny. Mogłaby być bardzo ciekawa, ale mi się nie podobała.

Książka jest zapisem podróży dwójki Polaków i ich małego synka, Mikołaja, na Nordkapp, a częściowo też wspomnieniem wcześniejszej wyprawy Aldony i Marcina do Norwegii. Wtedy para przemieszczała się samochodem osobowym, tym razem wybierają kampera. Przejeżdżają kilka tysięcy kilometrów, w drodze powrotnej zahaczając o Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę. Te kraje ich jednak nie interesują, nie skupiają się też na Szwecji. Ich celem jest tylko i wyłącznie Norwegia, wielka miłość Aldony.

Niestety autorka zdaje się skupiać bardziej na samej jeździe kamperem, niż na widokach i miejscach, które zwiedza. Oczywiście opisuje też krajobrazy, ale miałam nadzieję, że w książce o Norwegii będzie więcej Norwegii, a mniej pozycji, jakie trzeba przyjmować w samochodzie, tego, co rodzina zjadła na obiad i ilości warstw, jakie zakłada mały Misiek. Być może zaczynałam książkę ze złym nastawieniem, w sumie mogłam się spodziewać typowego dziennika z podróży, skoncentrowanego głównie na przeżyciach i potrzebach dziecka.

Irytowały mnie bardzo liczne zdrobnienia, których autorka zdecydowanie nadużywa. Te wszystkie "śniadanka", "obiadki", "chlebki" i "zupki" działają na mnie jak płachta na byka. Wiem, że najważniejszą postacią w tej książce jest czternastomiesięczny chłopiec, ale czy musi to oznaczać kompletną infantylizację tekstu?

Duży plus należy się za to Aldonie Urbankiewicz za liczne, często piękne zdjęcia, które umilają lekturę i wywołują chęć natychmiastowego znalezienia się w opisywanym miejscu.

W tym roku na pewno Norwegii nie odwiedzę, ale kto wie, może za rok albo dwa?

wtorek, 1 listopada 2011

39- "Apetyczna panna Dahl", Sophie Dahl

Wydana przez wydawnictwo Filo
Dawno już nie czytałam tak apetycznej książki, naprawdę. Wszystko, poczynając od wspaniale zapowiadających się przepisów (jutro zrobię zupę z awokado), przez przepiękne zdjęcia, aż po ciekawy tekst, zachęca do jedzenia i gotowania. Ślinianki pracują w zawrotnym tempie, w brzuchu burczy, a ręce rwą się do siekania, szatkowania, mieszania.

"Apetyczną pannę Dahl" kupiłam, zachęcona jej recenzją zamieszczoną na blogu White Plate. Kiedy wzięłam książkę do ręki po raz pierwszy, wiedziałam, że muszę ją mieć, bo oprawa graficzna jest wspaniała. Radosne kolory, prezentacja potraw, szorstki, matowy papier- to wszystko aż krzyczało: "zabierz mnie do domu".  Nie opierałam się szczególnie, przeszkodą była może tylko dosyć wysoka cena. Ale co mi tam, raz się żyje i wydaje stypendium.

Poza samymi przepisami, Sophie Dahl zamieściła w swojej książce również wspomnienia z rodzinnego domu, opis własnych żywieniowych perturbacji i w końcu rady dotyczące tego, jak mądrze jeść. Autorka nie zachęca do stosowania żadnej diety, a jedynie do słuchania swojego organizmu i zachowania umiaru. Pisze przekonująco i barwnie, nie wiem jak inni czytelnicy, ale ja jej zaufałam.

Niektóre przepisy są cudownie rozpustne (ciasto czekoladowe!), inne skromnie wegetariańskie, a zdecydowana większość zdrowa, co nie znaczy, że jałowa albo nudna. Już nie mogę się doczekać, aż wypróbuję chociaż kilka z nich. A książkę będę na pewno często przeglądać, ciesząc się jej urodą.

38- "Pocieszenie", Anna Gavalda

Wydana przez Świat Książki
Chociaż moją największą miłością jest Skandynawia, ostatnio mam "francuski" okres. Smakują mi croissanty, marzę o wyjeździe do Paryża i kasztanach na placu Pigalle. W najbliższym czasie raczej ich nie spróbuję, ale rekompensuję to sobie, czytając francuskie książki. Na pierwszy ogień poszło rewelacyjne "Pocieszenie" Anny Gavaldy.

Na okładce powieści widnieje cytat z "L'Express": "Anna Gavalda to dobra wróżka literatury francuskiej". Szczerze mówiąc, w pierwszym momencie mnie to do lektury zniechęciło, ale ponieważ jest jesień i bardziej niż zwykle potrzebuję książek ciepłych i niosących pocieszenie, postanowiłam się nie zrażać. W końcu w najgorszym wypadku przeczytałabym łzawe, beznadziejne romansidło.

Na szczęście okazało się, że powieści Gavaldy do taniego melodramatu daleko. Książka chwyta za serce, ale jest przy tym interesująca, zaskakująca i naprawdę warta tych kilku godzin spędzonych na lekturze. Momentami tak smutna, że z trudem udawało mi się nie płakać jak bóbr w autobusie, a innym razem dająca otuchę. Świetna, świetna powieść!

Główny bohater, Charles, jest zdolnym paryskim architektem. Wykonuje zawód, o którym zawsze marzył, ale przytłacza go zmęczenie, ciągłe podróże i wypalający się związek z Laurence. Pewnego dnia otrzymuje list informujący o śmierci matki byłego przyjaciela- kobiety, która go inspirowała i fascynowała, a za którą nadal, po upływie wielu lat, nie przestał tęsknić. Charles jedzie na prowincję, aby odnaleźć grób Anouk i spotkać się z jej synem, Alexisem, niegdyś najlepszym przyjacielem, później narkomanem, wrakiem człowieka.
Z dala od Paryża czeka nie tylko mogiła dawnej kochanki, ale również wspomnienia z dzieciństwa, prawda o obecnym związku i pewna niesamowita kobieta- Kate, mieszkająca na pustkowiu z gromadką przybranych dzieci, liczną menażerią (w tym lamą!) i niesamowitym domem na głowie.

Jedną z moich ulubionych postaci powieści jest Niania- transseksualista, który zajmuje się małymi Alexisem i Charlesem, nosi perły i aksamitne fatałaszki, śpiewa piosenki z musicali i kocha chłopców ponad wszystko. Karmi ich bułkami z czekoladą i chowa w kieszeni wypchanego gołębia, a w końcu ginie w publicznej toalecie.

Takie jest całe "Pocieszenie"- mieszanka radości i smutku. Piękna historia miłosna, ale bez zbędnej słodyczy i egzaltacji. Dzięki Ci, Anno Gavaldo!