wtorek, 31 grudnia 2013

"Wołanie kukułki", Robert Galbraith



Wydawnictwo Dolnośląskie

Nie wiem, po co J.K. Rowling napisała tę książkę pod pseudonimem, skoro i tak powszechnie wiadomo, kto jest jej prawdziwym autorem… Ale może to taki chwyt marketingowy? W każdym razie, pisarce wyszła kolejna, bardzo dobra powieść. Wydawca reklamuje ją jako kryminał, ale ja nazwałabym ją raczej książką detektywistyczną – kojarzy mi się z Agathą Christie i detektywami, docierającymi do prawdy dzięki drobiazgowej analizie faktów i pozornie nieistotnych szczegółów.

Kiedy znana modelka, Lula, spada z balkonu i ginie na miejscu, policja od razu zakłada, że popełniła samobójstwo. W mieszkaniu nikogo oprócz niej nie było, dziewczyna leczyła się psychiatrycznie i przechodziła trudny okres. Jej sąsiadka utrzymuje, że słyszała dochodzące z apartamentu Luli odgłosy kłótni, ale nikt nie wierzy narkomance i histeryczce. Jedynie brat modelki nie zgadza się z założeniem policji (i prasy) i wynajmuje prywatnego detektywa, Cormorana Strike’a, który ma dotrzeć do prawdy. Mężczyzna, z pomocą rezolutnej asystentki Robin, wypytuje świadków, przyjaciół i rodzinę zmarłej dziewczyny, zadaje wiele niewygodnych pytań, a przy okazji stara się poradzić sobie z rozstaniem z narzeczoną, brakiem mieszkania i środków do życia.

Robert Galbraith stworzył plejadę wyrazistych, świetnych bohaterów. Nie sposób nie lubić Cormorana, ogromnego mężczyzny z jedną nogą, pokręconym życiem osobistym i wyjątkowo błyskotliwym umysłem; rodzina Luli to grupa wyjątkowo antypatycznych osób, a jej przyjaciele też są  nietuzinkowi. Siłą pozostałych książek J.K. Rowling również były stworzone przez nią postaci i pod tym względem nic się nie zmieniło. Brawa należą się jednak nie tylko za bohaterów, bo i sama intryga jest w „Wołaniu kukułki” niczego sobie. Myślę, że wszyscy ci, którzy kupili tę książkę pod choinkę, dokonali dobrego wyboru.

niedziela, 29 grudnia 2013

"Gildia Magów", Trudi Canavan


wydana przez Galerię Książki

Kiedyś wydawało mi się, że nie przepadam za książkami fantasy. Potem uwiadomiłam sobie, że przecież sporo z moich ulubionych pozycji należy właśnie do tego gatunku: „Władca Pierścieni”, saga o Wiedźminie, czy „Grobowce Atuanu” to absolutne klasyki, ale później zakochałam się też w Pratchettcie, zaczytywałam „Achają” i wieloma innymi. A teraz, po lekturze „Gildii Magów” utwierdziłam się w przekonaniu, że dobra książka fantasy nie jest zła.

Powieść Trudi Canavan nie należy może do najbardziej fascynujących, ale nie można jej też nazwać nieudaną. Mam wrażenie, że autorka niepotrzebnie swoją opowieść rozwleka, „Gildia Magów” zyskałaby na skróceniu i skondensowaniu wątków. Ale i tak uważam, że jest to niezła książka.

Sonea mieszka w slumsach. Wcześniej była członkinią bandy młodych chuliganów, lecz ostatnio postanowiła zerwać z niebezpieczną przeszłością. Niestety, jej plany krzyżuje coroczny Dzień Czystek, podczas którego magowie oczyszczają miasto z „niepożądanego elementu”. Dziewczyna spotyka dawnych przyjaciół i pod wpływem chwili dołącza do grupy wyrostków, obrzucających czarodziejów kamieniami. Rzecz jasna, żaden mieszkaniec slumsów nie jest w stanie przebić się przez magiczną tarczę – do czasu, kiedy to Sonea miota pociskiem. Zranienie maga w skroń zapoczątkowuje długi okres ukrywania się w podziemiach miasta, eksperymentów z użyciem nowo odkrytego daru  i obawy przed niekontrolowanym wypływem mocy, zdolnym zburzyć całą dzielnicę. Członkowie Gildii starają się odnaleźć dziewczynę, żeby pomóc jej zapanować nad jej zdolnościami. Czy Sonea zaufa magom i zechce uczyć się na Uniwersytecie? I jak rozwinie się jej uczucie do Cery’ego, przyjaciela z bandy?

„Gildia Magów” zdecydowanie nie jest najlepszą powieścią fantasy, jaką czytałam, ale mimo tego, stanowi całkiem przyzwoitą reprezentantkę swojego gatunku. Sam pomysł na książkę bardzo mi się podoba, a postaci są ciekawe. Nie mam też nic przeciwko obszernym pozycjom, o ile ich autorzy znajdują dla ich objętości uzasadnienie. To się Canavan nie do końca udało, ale i tak stawiam za „Gildię Magów” mocną czwórkę.

czwartek, 26 grudnia 2013

"Gorączka kości", Val McDermind

Wydawnictwo Prószyński i S-ka
Po serii kilku średniej klasy kryminałów, przyszedł czas na pozycję z najwyższej półki - o dziwo, wcale nie skandynawską. "Gorączka kości" dowodzi tego, że autorzy spoza mroźnej Skandynawii też potrafią mistrzowsko prowadzić czytelników przez świat morderców i ścigających ich śledczych.

Val McDermid pochodzi ze Szkocji, a akcję swojej powieści umieściła w Anglii. Wśród wrzosowisk i miasteczek nieopodal Manchesteru rozgrywa się wyścig między zabójcą, uśmiercającym nastolatków, a policjantami z elitarnej jednostki, zajmującej się między innymi rozpracowywaniem niewyjaśnionych zbrodni sprzed lat.

Detektyw Carol Jordan ma świetny zespół, składający się ze specjalistów w dziedzinie ścigania morderców. Ma też nowego szefa, który nie wierzy w sensowność istnienia tej jednostki dochodzeniowej. Dlatego policjantce jeszcze bardziej niż zwykle zależy na schwytaniu sprawcy, kontaktującego się ze swoimi nastoletnimi ofiarami za pośrednictwem portalu społecznościowego - po to, żeby ocalić życie kolejnych dzieciaków, ale również, żeby udowodnić przełożonemu, że jej zespół ma rację bytu. Śledztwo zdaje się stać w miejscu, a na domiar złego szef Carol nie zgadza się na zatrudnienie profilera, z którego pomocy śledczy już z powodzeniem korzystali. Dr Hill przyczynił się do rozwiązania kilku zagadek kryminalnych, "wchodząc" w psychikę zabójców i określając ich cechy, co ułatwiało zawężenie listy podejrzanych. Na szczęście dla detektyw Jordan i jej współpracowników, psycholog przypadkowo odkrywa związek między ich sprawą, a morderstwem, nad którym pracuje w innym mieście, co umożliwia im połączenie sił. Czy policjanci zdołają ująć seryjnego mordercę zanim ten dopadnie koleją ofiarę?

W "Gorączce kości" najbardziej podobali mi się bohaterowie. Samej fabule też niczego nie brakuje, toczy się wartko i mało przewidywalnie - ale to postaci tworzą wyjątkowy klimat tej książki. Czytelnik poznaje więc dr Hilla, świetnego profilera, wierzącego, że rozumienie psychiki przestępców przychodzi mu tak łatwo, gdyż w głębi duszy jest do nich podobny; policjantkę Paulę, flirtującą z ładnymi koleżankami czy Stacey, geniuszkę komputerową, której przemowy ograniczają się zwykle do jednego zdania. Val McDermind stworzyła wielu ciekawych bohaterów, wikłając ich w nie mniej interesującą historię, a owocem tego jest naprawdę udany kryminał.

niedziela, 22 grudnia 2013

„Dzikie wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej”, John Gimlette


Wydawnictwo Czarne

„Dzikie wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej” zdobyła nagrodę im. Williama Dolmana dla najlepszej książki podróżniczej. Nie wiem, jakie było uzasadnienie jury, ale podejrzewam, że w jego tekście mogła być mowa o niecodziennym przedsięwzięciu, o dokładnych studiach historycznych i opisie krajów mało znanych, a bardzo ciekawych. Te cechy zwróciły moją uwagę w trakcie czytania i pozwoliły doczytać tę niekrótką książkę do końca.

O Gujanie, Gujanie Francuskiej i Surinamie nie słyszy się wiele. Terytoria leżące gdzieś na skraju Ameryki Południowej nie należą do najlepiej zbadanych, chociaż mają bujną przeszłość. Kilkakrotnie przechodziły z rąk do rąk, rządziła nimi rdzenna ludność i europejscy kolonizatorzy, wybuchały tam wojny, bunty i krwawe powstania. Tereny zamieszkiwane przez wielonarodowościową mieszankę do dzisiaj stanowią ciekawy, choć mało popularny cel podróży. John Gimlette postanowił na taką wyprawę wyruszyć, opisując nie tylko swoje doświadczenia, a również historię wszystkich odwiedzanych przez siebie krajów. Przez wiele miesięcy jeździł autobusami, samochodami i rowerem, pływał dłubankami i promami, przemierzał dżunglę pieszo – nie przemieszczał się chyba tylko na grzbiecie słonia. Zobaczył stare kolonie karne w Gujanie Francuskiej, plantacje Surinamu, miejsca zamieszek, malownicze wyspy będące więzieniami i egzotyczne stolice. Poznał niesamowite opowieści o niewolnikach z Afryki i porwanych członkach miejscowych plemion, ale także o pewnym szalonym podróżniku, samotnie przemierzającym dzikie ostępy tropikalnego lasu. Gimlette wykonał ciężką, pracochłonną i godną podziwu pracę, zbierając materiały do swojej książki, a potem tworząc opowieść, którą chce się czytać.

Czytelnik dzięki lekturze „Dzikiego wybrzeża” zdobywa wiele informacji na temat mało znanych terenów, ale i przenosi się w wyobraźni do zupełnie innego świata, gdzie ludzie nadal boją się krwiożerczych rzecznych małp, oceniają się na podstawie procentowej ilości krwi białej i czarnej w krwiobiegu i każdego dnia walczą z puszczą o kawałek ziemi, na której mogą wyhodować rośliny uprawne. Dla przeciętnego Polaka jest to pewnie podróż niesamowita, ale tym ciekawsza – a że jedyny wysiłek, jaki trzeba w jej trakcie podjąć, polega na odwracaniu kolejnych stron, myślę, że sporo osób mogłoby się pokusić o taką wyprawę palcem po mapie. Polecam!

środa, 18 grudnia 2013

"Gottland", Mariusz Szczygieł

Wydawnictwo Czarne

Nikt  w Polsce nie pisze o Czechach tak, jak Mariusz Szczygieł. Żeby opisać jakiś kraj w podobny sposób, trzeba go kochać, być nim zafascynowanym - ale nie może to być miłość bezkrytyczna. Konieczny jest obiektywizm, pozwalający na uchwycenie również wad i narodowych przywar - a najlepiej, gdy potrafi się to zrobić z sympatią, tak jak Szczygieł właśnie. Myślę, że w kategorii reportażu, niewielu pisarzy czy dziennikarzy może się z nim równać.

"Gottland" nie jest wesołą opowieścią o miłych sąsiadach. Ta książka to zbiór historii z okresu komunizmu - a że był to komunizm czeski, to i historie są specyficzne. Czytelnik się śmieje, ale często jest to taki śmiech - nieśmiech, przez łzy.

Szczygieł, z charakterystyczną dla siebie lekkością pióra, opisał między innymi dzieje znanej firmy Bata. Kto by pomyślał, że historia przedsiębiorstwa obuwniczego może być tak ciekawa? Ta czeska marka obecna jest na rynku do dziś, głównie dzięki handlowemu talentowi swojego założyciela, człowieka, który potrafił wzbogacić się nawet na wojnie.

Z całej książki najlepiej zapamiętałam rozdział poświęcony pomnikowi Stalina. Ten gigant nie szpeci już Pragi, ale swego czasu przyczynił się do kilku zgonów, zszargania nerwów wielu osób i do powstania zjawiska masowej niepamięci. W czasie jego realizacji Prażanie nie mogli otwarcie wyrażać swojego zdania, a dokumenty na ten temat są trudne do zdobycia nawet teraz. Ale Szczygieł nie byłby Szczygłem, gdyby nie dotarł do wszelkich możliwych źródeł informacji.

O tym, jak wartościową książką jest "Gottland" świadczy między innymi fakt przyznania jej tytułu Europejskiej Książki Roku. Jak stwierdził sam autor, to niesamowite, że doceniono reportaż Polaka o Czechach - ale według mnie dowodzi to tego, że nasi południowi sąsiedzi są fascynującym narodem, a polscy pisarze nie ustępują zagranicznym. Szczerze polecam "Gottland" wszystkim miłośnikom dobrej literatury.

PS: Mój ulubiony cytat jest bardzo czeski: "(...) człowiek może umrzeć tylko raz. A jak umrze trochę wcześniej, to tylko troszkę dłużej jest umarły."

poniedziałek, 16 grudnia 2013

„Czuły punt”, Lisa Scottoline


wydawnictwo Rzeczpospolita S.A.

Ot, dobry kryminał na weekend. Szybko się go czyta, akcja płynie wartko, bohaterowie dają się szczerze lubić (albo nie lubić, równie intensywnie), a rozwiązanie sprawy nie brzęczy natrętnie czytelnikowi w głowie od połowy książki.

Bennie Rosso jest wspólniczką w dobrej filadelfijskiej kancelarii prawnej. Chociaż jej współpracownik, a do niedawna życiowy partner, wiąże się z młodszą koleżanką, Bennie jest szczęśliwa. Do czasu, kiedy Mark oświadcza, że rozwiązuje spółkę, a następnego dnia zostaje znaleziony martwy. Prawniczka staje się główną podejrzaną o morderstwo, a kiedy parę dni później ginie też jej klient, Bennie musi się ukrywać.

Zaraz po skończeniu „Czułego punktu”, wzięłam się za czytanie kolejnej książki Lisy Scottoline. Kryminał takie jak te znakomicie nadają się na weekend w szpitalu – nie wymagają przesadnego wysiłku umysłowego, a skutecznie zabijają czas. Polecam!

Jedna uwaga: daję wydawcy ogromnego minusa za okładkę. Dawno już nie miałam w ręku książki o tak obrzydliwej szacie graficznej!

czwartek, 12 grudnia 2013

"Zmyślone życie Siergieja Nabokowa", Paul Russell

wydawnictwo MUZA SA
Dostałam tę książkę niemal rok temu i długo dałam jej leżeć na półce. Spodziewałam się (jak się potem okazało, słusznie), że należy do kategorii tych powieści, do czytania których trzeba mieć odpowiedni nastrój. W końcu nadszedł dla niej właściwy moment i "Zmyślone życie..." trafiło z regału do torby, umilając mi nudne godziny w pracy i na zajęciach.

Twórczość Vladimira Nabokova należy do moich ulubionych - był czas, kiedy czytałam kolejne tomy jeden po drugim. Szczególnie podobała mi się autobiograficzna "Pamięci, przemów", ale nie znalazłam tam wielu informacji na temat Siergieja. Jego postać skrywał cień - aż do teraz. Okazało się, że nie tylko Nabokov pisarz pędził ciekawe, godne uwiecznienia życie.

Książka Paula Russella jest po części biografią, po części zmyśloną opowieścią. Autor trzymał się prawdy tam, gdzie mógł, białe plamy w życiorysie Siergieja zapełniając wedle swojego uznania. Z tej układanki powstała zadziwiająco dobra, wiarygodna całość.

Młodszy z braci Nabokowów nie ma łatwego życia. Odsunięty przez rodzinę z powodu swojego homoseksualizmu (bez powodzenia leczonego przez starego, zasadniczego w postępowaniu lekarza), wyjeżdża do Anglii, a później Paryża, gdzie obraca się w barwnym, artystycznym środowisku, na zmianę przymierając głodem i stołując się w eleganckich lokalach, spacerując po mieście z laseczką i pomalowanymi wargami. Spotyka Jeana Cocteau, Gertrudę Stein i tancerzy Bellets Russes, wiąże się z Austriakiem Hermannem. W czasie wojny mieszka w bombardowanym Berlinie, gdzie w końcu zostaje aresztowany przez gestapo.

Nad Siergiejem ciąży widmo kłótni z bratem. Ich ojciec nie żyje, więc z nim mężczyzna nie może się już pogodzić, ale marzy o pojednaniu z Vladimirem. W jego dziełach znajduje fragmenty swojego życia, cienie przyjaciół i Rosji, za którą tęskni. W końcu bracia zapominają o dawnych urazach, ale ich drogi nie krzyżują się na długo: pisarz wyjeżdża do Ameryki, a Siergiej zostaje w Europie.

„Zmyślone życie Siergieja Nabokowa” to ciekawy opis nie tylko życia młodego homoseksualnego mężczyzny, ale również jego środowiska: paryskiej bohemy lat trzydziestych dwudziestego wieku i wstrząsanego wojną Berlina. To opowieść o miłości, pożądaniu i strachu, o narkotycznych wizjach i nieprzeciętnych osobowościach. A przede wszystkim wciągająca historia człowieka, który zawsze żył w cieniu sławnego brata.