Wydana przez wydawnictwo Prószyński i S-ka |
Książka jest zapisem podróży dwójki Polaków i ich małego synka, Mikołaja, na Nordkapp, a częściowo też wspomnieniem wcześniejszej wyprawy Aldony i Marcina do Norwegii. Wtedy para przemieszczała się samochodem osobowym, tym razem wybierają kampera. Przejeżdżają kilka tysięcy kilometrów, w drodze powrotnej zahaczając o Finlandię, Estonię, Łotwę i Litwę. Te kraje ich jednak nie interesują, nie skupiają się też na Szwecji. Ich celem jest tylko i wyłącznie Norwegia, wielka miłość Aldony.
Niestety autorka zdaje się skupiać bardziej na samej jeździe kamperem, niż na widokach i miejscach, które zwiedza. Oczywiście opisuje też krajobrazy, ale miałam nadzieję, że w książce o Norwegii będzie więcej Norwegii, a mniej pozycji, jakie trzeba przyjmować w samochodzie, tego, co rodzina zjadła na obiad i ilości warstw, jakie zakłada mały Misiek. Być może zaczynałam książkę ze złym nastawieniem, w sumie mogłam się spodziewać typowego dziennika z podróży, skoncentrowanego głównie na przeżyciach i potrzebach dziecka.
Irytowały mnie bardzo liczne zdrobnienia, których autorka zdecydowanie nadużywa. Te wszystkie "śniadanka", "obiadki", "chlebki" i "zupki" działają na mnie jak płachta na byka. Wiem, że najważniejszą postacią w tej książce jest czternastomiesięczny chłopiec, ale czy musi to oznaczać kompletną infantylizację tekstu?
Duży plus należy się za to Aldonie Urbankiewicz za liczne, często piękne zdjęcia, które umilają lekturę i wywołują chęć natychmiastowego znalezienia się w opisywanym miejscu.
W tym roku na pewno Norwegii nie odwiedzę, ale kto wie, może za rok albo dwa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz