wtorek, 1 listopada 2011

38- "Pocieszenie", Anna Gavalda

Wydana przez Świat Książki
Chociaż moją największą miłością jest Skandynawia, ostatnio mam "francuski" okres. Smakują mi croissanty, marzę o wyjeździe do Paryża i kasztanach na placu Pigalle. W najbliższym czasie raczej ich nie spróbuję, ale rekompensuję to sobie, czytając francuskie książki. Na pierwszy ogień poszło rewelacyjne "Pocieszenie" Anny Gavaldy.

Na okładce powieści widnieje cytat z "L'Express": "Anna Gavalda to dobra wróżka literatury francuskiej". Szczerze mówiąc, w pierwszym momencie mnie to do lektury zniechęciło, ale ponieważ jest jesień i bardziej niż zwykle potrzebuję książek ciepłych i niosących pocieszenie, postanowiłam się nie zrażać. W końcu w najgorszym wypadku przeczytałabym łzawe, beznadziejne romansidło.

Na szczęście okazało się, że powieści Gavaldy do taniego melodramatu daleko. Książka chwyta za serce, ale jest przy tym interesująca, zaskakująca i naprawdę warta tych kilku godzin spędzonych na lekturze. Momentami tak smutna, że z trudem udawało mi się nie płakać jak bóbr w autobusie, a innym razem dająca otuchę. Świetna, świetna powieść!

Główny bohater, Charles, jest zdolnym paryskim architektem. Wykonuje zawód, o którym zawsze marzył, ale przytłacza go zmęczenie, ciągłe podróże i wypalający się związek z Laurence. Pewnego dnia otrzymuje list informujący o śmierci matki byłego przyjaciela- kobiety, która go inspirowała i fascynowała, a za którą nadal, po upływie wielu lat, nie przestał tęsknić. Charles jedzie na prowincję, aby odnaleźć grób Anouk i spotkać się z jej synem, Alexisem, niegdyś najlepszym przyjacielem, później narkomanem, wrakiem człowieka.
Z dala od Paryża czeka nie tylko mogiła dawnej kochanki, ale również wspomnienia z dzieciństwa, prawda o obecnym związku i pewna niesamowita kobieta- Kate, mieszkająca na pustkowiu z gromadką przybranych dzieci, liczną menażerią (w tym lamą!) i niesamowitym domem na głowie.

Jedną z moich ulubionych postaci powieści jest Niania- transseksualista, który zajmuje się małymi Alexisem i Charlesem, nosi perły i aksamitne fatałaszki, śpiewa piosenki z musicali i kocha chłopców ponad wszystko. Karmi ich bułkami z czekoladą i chowa w kieszeni wypchanego gołębia, a w końcu ginie w publicznej toalecie.

Takie jest całe "Pocieszenie"- mieszanka radości i smutku. Piękna historia miłosna, ale bez zbędnej słodyczy i egzaltacji. Dzięki Ci, Anno Gavaldo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz