niedziela, 12 lutego 2012

61- "Podróż do Francji", Benoit Duteurtre

wydana przez Noir Sur Blanc
Kiedy myślę o Paryżu, mam przed oczami uliczki Montmartre'u, małe bistro, gdzie można zjeść rogalika i wypić kawę z miseczki, brzegi Sekwany, nad którymi spacerują eleganckie damy i młodzi artyści. Widzę dekadencką młodzież, palącą papierosy i pijacą wino, dyskutującą nad tomem poezji albo nową wystawą malarstwa, wieżę Eiffla, pod którą całują się zakochane pary.

Podobny obraz stolicy Francji ma bohater powieści Duteurtre'a, David, młody nowojorczyk. Ponad wszystko pragnie on uciec z dusznej amerykańskiej metropolii i znaleźć się na terenie ziemi obiecanej, jaką stanowi dla niego legendarny Paryż. Kiedy w końcu jego marzenie się spełnia, okazuje się, iż oba miasta niewiele sie od siebie różnią. W obu ludzie dążą do bogactwa i sławy, mają takie same cele i nawet jednakowo wyglądają. Paryż ze snów jest łudząco podobny do Los Angeles czy Nowego Jorku, obiektów kultu młodych Francuzów.

Ukazany w książce obraz współczesnej Francji staje się kompletny dzięki relacjom drugiego z bohaterów powieści: redaktora czasopisma dla taksówkarzy, niespełnionego dziennikarza, szukającego pociechy w ramionach kolejnych, coraz dziwniejszych kobiet. Jego komentarze są przepełnione ironią, radość życia niewielka, a perspektywy marne. Mężczyzna pragnie uciec z Paryża i zasmakować Nowego Jorku, co staje się możliwe dzięki znajomości z Davidem.

Obaj bohaterowie myślą, że osiągnięcie szczęścia stanie się możliwe w innym kraju, z dala od znanych im ulic i ludzi- i obaj odkrywają, że miejsce nie ma znaczenia.

"Podróż do Francji" mnie urzekła- dowcipem, ironią, ale też ładnym językiem i charakterystycznymi bohaterami. Szczególnie postaci kobiet przykuwają uwagę, autor trochę je przerysował, ale postarał się, aby każda z nich była oryginalna i w pewien sposób zabawna: szalona artystka, recytująca wiersze w kawiarniach i wpraszająca się na przyjęcia; studentka, kręcąca filmy o swoich kochankach; ekscentryczna przyjaciółka dziennikarza... Chciałoby się te pani poznać, pobyć w ich towarzystwie- może nie zawsze miłym, ale na pewno zajmującym. A jeśli przy okazji udałoby się spotkać Davida, noszącego słomkowe kapelusze marzyciela albo redaktora, uroczego hipochondryka- tym lepiej. Jak miło byłoby odkrywać z nimi Paryż!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz