sobota, 3 listopada 2012

"Śmierć komiwojażera", Arthur Miller

wydawnictwo Prószyński i S-ka
Kiedy ostatnio przeczytałam dramat? W liceum? Pewnie tak, pewnie była to lektura szkolna - na pewno nic porywającego. Nie wiem czy kiedykolwiek sięgnęłam z własnej woli po sztukę - poza dziełami Shakespeare'a oczywiście.
Wypożyczając "Śmierć komiwojażera" nie zwróciłam uwagi na gatunek literacki - mój wzrok przykuło znane mi nazwisko. I dobrze się stało, bo nie sądzę, żebym zdecydowała się zabrać do domu dramat, a wtedy ominęło by mnie kilka przyjemnych chwil.

Sztuka Millera podobała mi się bardzo, chętnie zobaczyłabym ją w teatrze. Ciekawe postaci, napięcie, towarzyszące bohaterom od pierwszej, do ostatniej linijki tekstu - jednym słowem, materiał na dobre przedstawienie. Kto wie, może kiedyś jeden z poznańskich teatrów zdecyduje się wystawić "Śmierć komiwojażera", a wtedy ja kupię bilet.

Tytułowy komiwojażer, Willy Loman, ma około sześćdziesiątki, dwóch dorosłych synów, żonę i wiele lat doświadczenia w zawodzie sprzedawcy. Zmęczony życiem, nie może liczyć na wsparcie pracodawcy, zwłaszcza, że jego kariera nigdy nie rozwijała się zbyt dobrze. Brakuje mu sił, entuzjazmu, a ostatnio także jasności umysłu, więc jedynym rozwiązaniem wydaje mu się samobójstwo. I żona, i synowie widzą, że Willy jest w fatalnej kondycji psychicznej i starają się na swój sposób zmniejszyć jego udrękę. Młodzi mężczyźni udają, że dobrze im się wiedzie w interesach, ich matka chowa przed mężem wszelkie przedmioty, mogące posłużyć mu do odebrania sobie życia. Cała czwórka gra w skomplikowaną grę, wiedząc, że nie zdołają wygrać.

W trakcie czytania książki najbardziej uderzyła mnie jej specyficzna atmosfera - duszna, pełna napięcia. Willy jest ewidentnie niespełna rozumu, jego synowie nie wiedzą, czego chcą od życia, z jednej strony starając się zadowolić rodziców, a z drugiej znaleźć szczęście. Wydaje się jednak, że ich wysiłki są skazane na niepowodzenie. Brakuje im siły przebicia, zdecydowania i pasji; wychowani przez ojca, wyolbrzymiającego ich niewielkie sukcesy i ignorującego porażki, nie potrafią realistycznie spojrzeć na świat. Nie są też zdolni do udzielenia pomocy członkom rodziny i nie udaje im się zapobiec tragedii.

Twórczość Arthura Millera mnie uwiodła. Czasami najlepsze książki znajdują się niejako same - i tak było w tym przypadku. Takie znaleziska lubię najbardziej - często niepozorne, schowane gdzieś z tyłu półki w bibliotece albo na końcu lady w księgarni. To jeden z moich ulubionych rodzajów miłych niespodzianek, które przekształcają świat w całkiem znośne miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz