środa, 13 marca 2013

"Zamieć śnieżna i woń migdałów", Camilla Lackberg

Wydawnictwo Czarna Owca
Zastanawiam się, po co Camilla napisała tę książkę. Dla pieniędzy? Nie sądzę. Może chciała zabawić się konwencją? To wytłumaczenie wydaje mi się najbardziej prawdopodobne, bo przecież "Zamieć śnieżna i woń migdałów" wyraźnie powiela schemat powieści Agathy Christie.

Taka historia została wcześniej opowiedziana przez wielu autorów: na odciętej przez złe warunki pogodowe wyspie dochodzi do morderstwa, a sprawcy trzeba szukać wśród osób przebywających w jednym domu.
U Camilli ginie najstarszy członek rodziny, Ruben, posiadający ogromny majątek. Jego krewnych najbardziej martwią kwestie spadkowe, sama śmierć dotyka tylko nadwrażliwego Mattego, blisko związanego z dziadkiem. W obliczu zbrodni na jaw wychodzą długo skrywane tajemnice, a odcięcie od świata potęguje atmosferę zagrożenia. Na szczęście na miejscu jest policjant, Martin, który przyjechał na wyspę, żeby poznać rodzinę swojej partnerki. Beztroski w założeniu pobyt przeradza się w śledztwo, zwłoki leżą w chłodni pensjonatu, a wszyscy z utęsknieniem wypatrują przybycia lodołamacza, który pozwoli im wydostać się z wyspy.

"Zamieć śnieżną i woń migdałów" można przeczytać w dwie godziny, bo książka ma zaledwie 140 stron. Jak wszystkie dzieła Lackberg jest dobrze napisana, ale niestety, banalna aż do bólu. Najbardziej podobała mi się w niej okładka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz