niedziela, 16 czerwca 2013

"Nawałnica mieczy. Stal i śnieg", George R.R. Martin

Wydawnictwo Zysk i S-ka
Serial "Gra o tron" bije rekordy popularności na całym świecie i chyba żaden dzień nie jest ważny, jeśli nie usłyszy się chociaż kilku słów na temat tej HBO-wskiej produkcji. Sama zaczęłam ją oglądać, ale zatrzymałam się na drugim sezonie - bo przeczytałam też tylko dwie pierwsze części sagi Martina. Nie kupowałam kolejnych ze względu na wysoką cenę, ale po ostatniej wypłacie stwierdziłam, że dosyć tego - do księgarni, marsz! I wyszłam z "Powszechnej" dumna i blada, usiadłam w kawiarnianym ogródku i zaczęłam czytać, czytać... Od tych książek trudno się oderwać! Dlatego też dzisiaj, po odwróceniu ostatniej strony "Stali i śniegu", pojechałam do miasta, przeżyłam chwilę grozy, kiedy okazało się, że na półce nie ma "Krwi i złota" i prawie rzuciłam sprzedawcy na szyję, gdy wręczył mi ostatni egzemplarz. Niby czytanie to takie spokojne zajęcie, ale przepraszam, nikt mi nie wmówi, że nie dostarcza ekstremalnych przeżyć!

"Stal i śnieg" w niczym nie ustępuje poprzednim częściom martinowskiej sagi. Nie brakuje tu walk, spisków, wielu dzielnych rycerzy i znacznie liczniejszych zastępów oszustów, zdrajców i zabójców. Zima staje się faktem, a razem z nią nastają czasy zgrozy i zagrażających ludziom potworów.

Daenerys za Wąskim Morzem gromadzi armię, Robb toczy bitwy i stara się być dobrym władcą - a do tego nie pogubić się w gąszczu intryg. Bran pragnie wrócić do domu i bada swoje magiczne zdolności. Arya, mała dziewczynka, zmuszona do oglądania i robienia strasznych rzeczy, chce połączyć się z rodziną. Mój ulubieniec Tyrion, poza tym, że karzeł, jest teraz na dodatek oszpecony - i musi się ożenić. Jon Snow nadal przebywa z dzikimi, a z każdym dniem, spędzonym w towarzystwie Ygritte, coraz trudniej mu wyobrazić sobie ponowne przyłączenie się do ludzi za Murem - a właściwie czyny, które będą musiały to zdarzenie poprzedzić.

W "Stali i śniegu" dużo jest emocji, czytelnik nie ma czasu się znudzić jednym wątkiem, bo zaraz przeplata się on z następnym. Wszystkie postaci mają własne historie, ale ich losy są ze sobą połączone i jedno z pozoru nieistotne działanie może wpłynąć na bieg zdarzeń. To, czy Jon Snow wybierze miłość Ygritte zamiast służby w Nocnej Straży; czy Sam odkryje sposób na zabijanie potworów, zagrażających istnieniu ludzi za Murem; czy Sansa Stark odrzuci konkury jednego z Lannisterów - każdy szczegół ma niebagatelne znaczenie dla Siedmiu Królestw. To właśnie u Martina tak bardzo mi się podoba - jego umiejętność łączenie wszystkich wątków w spójną, logiczną całość. I ci bohaterowie! Nawet ci najbardziej okrutni mają w sobie coś pociągającego. Z każdą kolejną stroną stają mi się coraz bliżsi i czasami nie mam ochoty wracać do rzeczywistości. Dlatego cieszę się, że zostało mi jeszcze do przeczytania kilka tomów sagi i całkiem długo będę mogła żyć w świecie smoków i królów. A teraz, żeby nie przedłużać - idę czytać!

1 komentarz:

  1. Ciekawe ile będziemy czekać na dwa ostatnie tomy? :) Mam nadzieję, że Martin zdąży je napisać ;)

    OdpowiedzUsuń