Wydawnictwo Czarne |
Karen Duve poszukiwała sposobu na to, żeby poprzez swoje zwyczaje żywieniowe wyrządzać światu jak najmniej szkód. Zastanawiała się, jak daleko trzeba się posunąć w ascezie, żeby jeść przyzwoicie - i w ramach eksperymentu po dwa miesiące stosowała dietę opartą na produktach bio, wegetariańską, wegańską (przez dwukrotnie dłuższy okres) i w końcu frutariańską. Książka "Jeść przyzwoicie" stanowi dokument, opisujący jej próby.
Działania autorki nie ograniczały się tylko do wyboru produktów spożywczych - kobieta chciała zanurzyć się w stylu życia charakterystycznym dla wegan czy frutarian, pozbywając się zakazanych skórzanych pasków i innych części garderoby, kosmetyków testowanych na zwierzętach i powstrzymując się od przycinania roślin w ogródku czy jazdy konnej. Szczerze mówiąc, podziwiam ją za konsekwencję.
Duve w czasie trwania eksperymentu czytała - i przytaczała - wszelkie dostępne artykuły dotyczące masowej hodowli, funkcjonowania rzeźni czy zmian klimatu. Wiele z zebranych materiałów zdecydowanie nie nadaje się dla wrażliwych czytelników - opisane warunki produkcji mięsa i uboju potrafią zaszokować nawet wegetariankę z kilkunastoletnim stażem.
Autorka przyjęła zdecydowane stanowisko w sprawie przemysłu mięsno-nabiałowego i opowiedziała się przeciwko stosowanym praktykom produkcji, podkreślając ogrom cierpienia zadawanego zwierzętom na każdym jej etapie. Jej teksty nie przypominają jednak nawiedzonych broszur organizacji proekologicznych - owszem, nie brakuje w nich emocji, ale argumenty są rzeczowe, a kobieta podkreśla, że sama, pomimo posiadanej wiedzy, miała czasami ochotę na kotleta.
Z każdym kolejnym miesiącem swojego eksperymentu pisarka głębiej wnikała w problem etycznego jedzenia. Na etapie wegańskim odkryła smutną prawdę o przemyśle mleczarskim - z wielu rzeczy ja również nie zdawałam sobie sprawy. Nie wiem, czy kiedykolwiek byłabym w stanie spojrzeć w oczy krowie z fermy mlecznej, wiedząc, że odebrano jej cielaka, najprawdopodobniej stoi całe życie na szczelinowej podłodze raniącej jej kopyta, na mikroskopijnej przestrzeni, z obolałymi wymionami. Wcale nie lepiej wygląda wegetacja - bo trudno użyć słowa "życie" - kur niosek. Stłoczone po kilka w klatkach, na drucianych siatkach, wyskubujące sobie pióra, z obciętymi dziobami. Pod wpływem lektury "Jeść przyzwoicie" zaczęłam na poważnie zastanawiać się nad przejściem na weganizm. Do tej pory dieta beznabiałowa wydawała mi się trudna do przestrzegania, droga i czasochłonna - ale myślę, że w sytuacji, kiedy jedzenie mięsa i nabiału nie decyduje o przetrwaniu, stanowi sensowną i etyczną opcję.
Karen Duve nie poprzestała na odstawieniu wszelkich produktów odzwierzęcych - poszła o krok dalej i została frutarianką. Przez dwa miesiące żywiła się tylko tymi owocami, warzywami i orzechami, które można zebrać bez uszkadzania całej rośliny, w myśl zasady, że nie wolno krzywdzić żadnej żywej istoty. Ta filozofia wydała jej się zbyt radykalna, a dieta - monotonna. Nie bez powodu frutarian jest na świecie tak niewielu.
Książka "Jeść przyzwoicie" mnie porwała. Nie tylko ze względu na tematykę bliską mojemu sercu - również dzięki talentowi autorki, która potrafiła ważny problem opisać w sposób rzeczowy, ale nie bezosobowy. Karen Duve jest świetną pisarką, zręcznie balansującą pomiędzy śmiechem a szlochem. Jestem jej wdzięczna za odwołanie się do moralności czytelnika bez wygłaszania wykładów, które mało kogo przekonują. Być może ktoś po przeczytaniu tej książki zastanowi się nad swoją dietą i wpływem, jaki wywiera na środowisko; nie wiem, czy takie były intencje autorki, ale podejrzewam, że udało jej się wzbudzić wyrzuty sumienia u wielu osób. I chwała jej za to!
Jeszcze jedna sprawa - zazwyczaj czytam posłowia bez entuzjazmu, ale tekstem Karoliny Kuszyk jestem zachwycona. Lektura tych kilku stron doprowadziła mnie do łez, bo autorka pisze bardzo sugestywnie i obrazowo. Opowiada o polskich realiach, mówi o tym, że w naszym kraju wcale nie jest lepiej, niż w Niemczech. Wręcz przeciwnie, Polska ma jeszcze sporo do zrobienia w kwestii odpowiedniego traktowania zwierząt hodowlanych - a my powinniśmy zadać sobie pytanie, czy chcemy być, jak to ujmuje autorka, infantylnymi konsumentami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz