Wydawnictwo Czarna Owca |
Czytałam tę powieść na raty: część przed wyjazdem w góry,
część po. I nie mogłam się doczekać sięgnięcia po nią po powrocie, bo byłam
bardzo ciekawa, jak skończy się ta zawikłana historia.
Kto zabił Olofa Palmego? Dlaczego dwadzieścia lat wcześniej,
bezpośrednio po jego zamordowaniu, policji nie udało się zatrzymać winnego?
Wygląda na to, że ktoś umiejętnie manipulował śledczymi, podsuwając im fałszywe
tropy i żonglując dowodami.
Przestępstwo ma się przedawnić, więc zespół Larsa Johanssona
ma ostatnią szansę na znalezienie odpowiedzi na pytanie o to, jak doszło do
legendarnego zabójstwa - i kto za nim stoi. Holt, Mattei i Lewin tworzą zgraną
grupę, uzupełniając się i, kiedy trzeba, przekraczając granice prawa – a w
końcu, jak to w książkach, docierając do prawdy. U Perssona nie ma jednak
hollywoodzkiego zakończenia, co według mnie działa na plus. Po co kolejny raz
opowiadać o tym, że dobro zwycięża, skoro życie rzadko pisze czarno-białe
scenariusze?
„Swobodny upadek, jak we śnie” wydał mi się najciekawszą ze
wszystkich części trylogii. Może dlatego, że przyniósł rozwiązanie kryminalnej
zagadki, a może za sprawą bohaterów? Szczególnie polubiłam dwie policjantki:
Mattei i Holt – nieustępliwe, sprytne, rzadko pokorne. Obu Persson dał
prawdziwie ludzkie zachowania i dylematy, dzięki którym łatwo się z nimi
identyfikować.
Obraz Szwecji i szwedzkiej policji, wyłaniający się z
powieści, daleki jest od ideału. Są tu przekręty, przekupstwa, ludzie
małostkowi i ci po prostu głupi. Ale jest też umiłowanie porządku, sympatyczne
zwyczaje i pochwała życia rodzinnego. Ktoś się kiedyś śmiał, że Skandynawia
musi być przerażająca, skoro jej pisarze tak lubują się we wszelkiego rodzaju
zbrodniach – ale pomijając morderstwa, książki powstające na Półwyspie ukazują
całkiem przyjemny obraz społeczeństwa i kraju, do którego chciałoby się pojechać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz