Wydana przez wydawnictwo Muza |
"Jamiego Olivera w domu" kupiłam jakiś czas temu, ale nie miałam czasu przeczytać całości. Na szczęscie dosyć krótkie rozdziały ułatwiły sprawę i pozwoliły podzielić lekturę na części, bez utraty ciągłości czytania.
Książka poświęcona jest przepisom na domowe potrawy- nie tylko własnoręcznie ugotowane, ale w dużej mierze przygotowane ze składników, które można wyhodować w ogródku. Do tego właśnie Oliver gorąco zachęca i robi to tak przekonująco, że już postanowiłam zagospodarować część działki i wiosną zasiać pomidory, buraki i inne warzywa (a może i owoce).
Postawa Jamiego i jego chęć zarażania ludzi swoją pasją była mi już znana, między innymi z lektury biografii Nagiego Kucharza- ale po raz kolejny dałam mu się zahipnotyzować. Z przyjemnością czytałam o korzyściach płynących z posiadania warzywniaka albo przynajmniej donic z ziołami, z gotowania dla rodziny i wybierania lokalnych produktów.
Swoje doświadczenia z domowej kuchni i ogrodu Oliver opisał, dzieląc książkę na cztery części, odpowiadające porom roku- a te z kolei na krótkie rozdziały, dotyczące konkretnych produktów, np. pomidorów czy dziczyzny.
Autor podał też sposób uprawy poszczególnych warzyw i owoców, pomysły na ulepszenie przydomowego ogródka i rady dotyczące przechowywania zbiorów.
Same przepisy są ciekawe, zazwyczaj proste, ale bardzo apetyczne. W "Jamiem Olivierze w domu" znajdziemy zarówno klasyczne potrawy kuchni brytyjskiej, jak i receptury włoskie czy bardziej egzotyczne, jak na przykład na gołębie w stylu azjatyckim w sosie słodko- kwaśnym.
Mnie bardzo spodobały się niektóre desery- babeczki dyniowe i placek jabłkowo- jeżynowy, czyli nieskomplikowane smakołyki, kojarzące się z domowym ciepłem. Właśnie takie potrawy zazwyczaj przykuwają moją uwagę, bo wiem, że dam radę je przygotować- co mi przyjdzie po wymyślnych przepisach kuchni fusion, które mogę sobie co najwyżej wyobrazic?
Pisząc o tej książce, nie sposób nie wspomnieć o jej oprawie graficznej. Dawno nie widziałam tak starannie wydanej pozycji (pomimo mojej olbrzymiej sympatii do Nigelli czy Sophie Dahl i ich cudownych dzieł)- oprawionej w płótno, z setkami zdjęć, zdających się wydzielać zapachy utrwalonych na nich potraw. Brawo!
Podsumowując: "Jamie Oliver w domu", to prawdziwa uczta dla oczu, dająca nadzieję na radość dla podniebienia i żołądka.
PS: Dzisiaj zrobiłam aromatyczną zapiekankę ziemniaczano- selerową według przepisu z książki. Pycha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz