poniedziałek, 10 marca 2014

„Córeczka tatusia. Przepisy na radosne wspólne posiłki i umacnianie więzi rodzinnych”, Gwyneth Paltrow



Wydawnictwo Świat Książki
Nie ukrywam, że kupiłam tę książkę głównie dlatego, że była przeceniona do przyjaznych dla portfela piętnastu złotych. Ale wcześniej czytałam na jej temat sporo przychylnych recenzji i byłam bardzo ciekawa, czy i mi pisarstwo Paltrow przypadnie do gustu. Po szybkim przejrzeniu przepisów w księgarni wiedziałam, że znajdę wśród nich coś dla siebie, zabrałam więc tom do domu i przeczytałam w dwa popołudnia.

Zazwyczaj jestem sceptycznie nastawiona do książek kucharskich podpisanych nazwiskami sław (nie chodzi mi o celebrity chefs, lecz o aktorów i innych celebrytów), ale „Córeczka tatusia” to pozycja warta uwagi. Paltrow pokazuje się w niej z sympatycznej, domowej strony i proponuje ciekawe przepisy, w tym sporo wegańskich albo łatwych do przerobienia na roślinne. Taką Gwyneth chętnie zaprosiłabym do domu, żeby przy filiżance jaśminowej herbaty (piję taką samą, poznałam puszkę na zdjęciu) i talerzu ciasteczek pogadać o zdrowym i pysznym jedzeniu.

Książka jest podzielona na 8 głównych rozdziałów, dotyczących śniadań, zup, deserów, hamburgerów, itd., zawiera też część instruktażową oraz wstęp Mario Bataliego. Znajduje się w niej też fragment z serii, którą bardzo lubię: „Spiżarnia dobrze zaopatrzona” (zawsze mnie ciekawiło, co kucharze uznają za niezbędne). Większość potraw jest łatwa do odtworzenia, część zawiera jednak egzotyczne składniki, z których kupnem może być  w Polsce problem – albo są one wyjątkowo drogie (np. grzybki enoki czy homary).

Kuchnia Paltrow to głównie dania kalifornijskie, sporo w nich azjatyckich wpływów, ale znajdziemy w niej też przepisy na swojskie, domowe jedzenie, takie jak Zapiekany kurczak z kluskami, owsianka czy owoce pod kruszonką. Ta różnorodność przypadła mi do gustu, bo do tradycyjnego jadłospisu wprowadza ciekawe urozmaicenie, a kucharzom eksperymentującym ze smakami podsuwa kolejne inspiracje, ale i przypomina o niezawodnych klasykach.

„Córeczka tatusia” jest z założenia książką o domowym jedzeniu, odpowiednim również dla dzieci (autorka podaje modyfikacje przepisów), mającym łączyć ludzi. Idea może trochę kiczowata, ale w gruncie rzeczy prawdziwa – przynajmniej ja w nią wierzę. Po przejrzeniu przepisów mam ochotę ugotować wielki garnek chowderu kukurydzianego, upiec Słynne ciasteczka Lalo , zaprosić znajomych i cieszyć się, patrząc jak jedzą. Bo czy wiele jest lepszych pretekstów do spotkania w gronie przyjaciół, niż kulinarny eksperyment? Zatem, wyznawcy kuchennej magii, książka w rękę, łyżki w dłoń, działamy!

2 komentarze: