Wydawnictwo Czarne |
Dostrzegam w swoim zachowaniu brak konsekwencji. Po przeczytaniu
„Świni w Prowansji” zarzekałam się, że nie sięgnę po kolejną książkę z serii
Dolce vita – po czym w trakcie następnej wizyty w bibliotece chwyciłam „W
miasteczku długowieczności”, zabrałam ją do domu i przeczytałam. Znowu nie
byłam zachwycona, ale tym razem było trochę lepiej – więc pewnie warto czasami
złamać dane sobie samemu słowo.
„W miasteczku długowieczności” to opis życia w miejscu,
gdzie ludzie często cieszą się dobrym zdrowiem do późnej starości – dziarscy dziewięćdziesięciolatkowie
pasą owce, wyrabiają wędliny i spotykają się z przyjaciółmi na słonecznym
patio, żeby łuskać fasolę. Ot, prosta codzienność na południu Europy. Właśnie w
stylu życia naukowcy szukają wytłumaczenia długowieczności populacji
Campodimele, gdzie babcie i dziadkowie są aktywni aż do śmierci, jedzą głównie
warzywa, w tym dużo strączkowych, pielęgnują relacje z bliskimi i nie stresują
się nadmiernie. Większość z nas chciałaby tak żyć, prawda? Ale mieszkańcy regionu
ciężko pracują, aby utrzymać swoje rodziny – wstają wcześnie, w największym
upale zbierają plony, a potem długimi godzinami je przetwarzają, żeby zapewnić
sobie pożywienie na kolejne miesiące. Wiele osób nie kupuje prawie żadnych produktów spożywczych,
wszystko wytwarzając samodzielnie – mąkę, rośliny, mięso. Dla osoby, która
kocha prawdziwe jedzenie i chce nauczyć się gotować tradycyjnymi metodami,
Campodimele jest rajem na ziemi – i między innymi dlatego pojechałam tam
autorka, Tracey Lawson.
Lawson spędziła w miasteczku rok, zbierając przepisy
(wieloma podzieliła się z czytelnikami, warto je wypróbować), biorąc udział w
uroczystościach i codziennych zajęciach. Z dużą sympatią opisała ludzi, którzy
ją natychmiast zaakceptowali i wpuścili do swojego świata, zarażając radością
życia i zadowoleniem z dobrze wykonanej pracy.
Książka jest ładnie wydana, podzielona na 12 rozdziałów,
odpowiadających miesiącom i opisujących sezonowe jedzenie. Każda z części
kończy się zbiorem kilku przepisów na potrawy wspomniane przez autorkę. W
środku czytelnik znajdzie też zdjęcia, bardzo nastrojowe, wydrukowane na matowym papierze.
„W miasteczku długowieczności. Rok przy włoskim stole” czyta
się nieźle, jest to sympatyczna pozycja na wieczór albo wakacje. Miło przenosi
do innego świata, pełnego słońca i pysznych domowych wyrobów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz