Wydawnictwo Czarne |
Podróże pociągami mają w sobie coś szczególnego. Trwają
długo, można w ich czasie nieco się znudzić, ale, inaczej niż w autobusie czy
samochodzie, można też się przespacerować, zmienić na chwilę otoczenie czy coś
zjeść. W Polsce legendarni są już panowie sprzedający „Piwo jasne, piwo” o
każdej porze dnia i nocy, w Azji w pociągu można kupić dania z ryżem, świeże
owoce i słodką herbatę. Przedział staje się na czas podróży domem, myśli płyną
wolniej i zmienia się tylko krajobraz za oknem (chyba, że jedzie się przez
stepy albo pustynie, które raczej nie oferują wielu atrakcji). Taki sposób
przemieszczania ma w sobie szczególny powab i dlatego i ja marzę o pokonaniu
trasy kolei transsyberyjskiej.
Paul Theroux nie lubi książek podróżniczych, uważając je za
nudne. Według niego, ich autorzy nie ujmują w nich tego, co najważniejsze,
skupiając się na zabytkach i atrakcjach turystycznych, opisując je w sposób
stronniczy, we współpracy ze specjalistami od reklamy. Natomiast opowieść o
podróży pociągiem miała mówić o podróżowaniu samym w sobie – o zmianach nie
tylko za oknem, ale i w duszy podróżnika. Autor uważa, że: „Kolej to targowisko
opowieści, skąd każdy, kto okaże się dość cierpliwy, może zaczerpnąć ich setki
i potem pochylić się nad nimi w samotności.” Może też napisać na ich podstawie
książkę i z takim zamiarem Theroux wsiadł do wagonu w Londynie 19 września 1973
roku.
„Wielki bazar kolejowy” czyta się bardzo dobrze. Narracja
jest dowcipna, autor śmieje się z siebie, towarzyszy podróży i niedogodności,
jakie go spotykają w kolejnych pociągach. Opisuje współpasażerów: siorbiących
Azjatów, hałaśliwych Australijczyków, „uduchowionych” hippisów jadących do
aśramów. Opowiada o różnicach pomiędzy składami w poszczególnych krajach: o luksusowych
przedziałach sypialnych w Rosji, rozczarowujących w Orient Expressie, trzeciej
klasie w Indiach. O pysznym jedzeniu podawanym w wagonach restauracyjnych w
jednych krajach i o długich godzinach postu w innych. Maluje dla czytelnika
obraz składający się wielu podobnych szczegółów, tworzących barwną mozaikę,
którą chce się dokładnie studiować.
Theroux pokonał bardzo długą trasę, spędził w kolejnych pociągach kilka miesięcy, pod koniec zmęczony ciągłą podróżą, niemiłymi konduktorami, głupimi współpasażerami i brakiem stabilizacji. O przejeździe przez Polskę, Niemcy i Holandię nie napisał więcej, niż kilka słów, marząc o powrocie do domu. Jednak prace związane z pisaniem książki pomogły mu dojść do siebie, a nawet zatęsknić za stukiem kół na torach, mobilnością i poczuciem wolności, jakie towarzyszy podróżnikowi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz