Wydawnictwo Galeria Książki |
Pierwszą część trylogii Trudi Canavan czytałam już dawno
temu, ale ostatnio udało mi się zdobyć elektroniczne wersje pozostałych tomów i
niemal od razu po nie sięgnęłam (może powinnam napisać „kliknęłam”?). „Gildia magów” nie zrobiła w prawdzie na mnie
piorunującego wrażenia, ale całkiem mi się podobała i miałam ochotę na więcej.
W „Nowicjuszce” czytelnik śledzi losy Sonei, która już na
dobre zadamawia się na Uniwersytecie. A może raczej zadomowiłaby się, gdyby nie jawna
niechęć pozostałych nowicjuszy – dobrze urodzonych, gardzących dziewczyną ze
slumsów. Sytuacji wbrew pozorom nie poprawia fakt, iż prawa do opieki nad Soneą
żąda Akkarin, sam Wielki Mistrz – studenci czują przed nim respekt, ale nie
powstrzymuje ich to przed zastawianiem na dziewczynę pułapek i gnębienie jej
między zajęciami. A uczennica nienawidzi swojego mentora, wiedząc, że
posługuje się on zakazaną czarną magią.
Drugim bardzo ważnym wątkiem powieści są losy Dannyla, który
zostaje Ambasadorem Gildii w zamorskiej krainie Elyne. Działa tam poniekąd jako
podwójny agent, podążając śladami Wielkiego Mistrza, pragnąc zdobyć zbierane
przez niego przed laty materiały, mające dowieść jego związku z
czarnomagicznymi praktykami – po pewnym czasie jednak, ku swojemu
zaskoczeniu, kontynuuje badania na polecenie
samego Akkarina. W Elyne Dannyl zaprzyjaźnia się też z młodym badaczem
Tayendem, a o charakterze ich znajomości szybko zaczynają krążyć plotki.
Canavan stworzyła sporo ciekawych postaci, które rozwijają
się w „Nowicjuszce” w nie zawsze łatwy do przewidzenia sposób. To one w dużej
mierze decydują o tym, że książkę tak dobrze się czyta. A lektura była w moim
przypadku wyjątkowo sprawna, nie mogłam się od powieści oderwać i z
niecierpliwością czekałam na moment, w którym skończę ostatnią stronę i sięgnę
po trzecią, ostatnią część trylogii – licząc na to, że autorka nie straciła w
międzyczasie zapału do pisania i udało jej się kontynuować wątki w równie
dobrym stylu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz