piątek, 18 października 2013

"Płomyki pamięci", Anne Michaels

Dom Wydawniczy Rebis
Pamiętam pewne krępujące wydarzenie. Rozmawiałyśmy z A. w kawiarni o książkach i w którymś momencie padło stwierdzenie: "Nie lubię książek o Żydach". A. miała na myśli to, że w 99% przypadków są niesamowicie smutne i nie ma siły ich czytać, bo zawsze płacze.Niestety, siedzący na krześle obok mężczyzna usłyszał tylko to jedno, wyrwane z kontekstu zdanie i uznał, że moja przyjaciółka nie lubi Żydów w ogóle (co jest oczywistą bzdurą). A wiadomo, że im usilniej staramy się coś sprostować, tym mniej prawdziwe wydają się wyjaśnienia. Z dyskusji o literaturze zrobił się spór o antysemityzmie, a my poczułyśmy się bardzo niezręcznie.

Wtedy w kawiarni twierdziłam, że owszem, chętnie czytam książki o wojnie, obozach koncentracyjnych i prześladowaniu Żydów. Od tego czasu nic się w tej kwestii nie zmieniło, bo chociaż taka lektura najczęściej kończy się łzami, ściskaniem w gardle i uczuciem obrzydzenia, to myślę, że warto. Emocje towarzyszące czytaniu świadczą o tym, że z naszą moralnością wszystko w porządku; jednocześnie przypominamy sobie o tym, że czasami wystarczy drobny gest, żeby komuś pomóc albo przeciwnie - wydać na niego wyrok. Książki pozwalają uczyć się na cudzych doświadczeniach i rozumieć różne, zdawałoby się irracjonalne, reakcje.

Jakob Beer jest drobny. Na tyle mały, że udaje mu się ukryć między ścianami domu, kiedy Niemcy mordują jego rodzinę, Na tyle szczupły, że każdego ranka, uciekając, zakopuje się pomiędzy korzeniami drzew lub liśćmi. Po długiej tułaczce dociera do Biskupina, gdzie, oblepionego błotem i przerażonego, znajduje go Atos, pracujący na wykopaliskach Grek. Zabiera chłopca na grecką wyspę, gdzie Jakob spędza cztery lata bez wychodzenia za próg domu. Mężczyzna i młodzieniec zaprzyjaźniają się, razem doświadczają wojennego głodu i strachu, ale też uczą się, pochłaniają kolejne naukowe książki z biblioteki Atosa i dają sobie wsparcie.
Jakoba prześladują wspomnienia o utraconej rodzinie, zwłaszcza o zaginionej siostrze Belli. Do końca życia nie może uwolnić się od traumy, nigdy też nie ustaje w poszukiwaniach dziewczyny.

Kiedy na wyspie zapada chwilowy spokój, Atosowi i Jakobowi udaje się wyjechać i emigrować do Kanady. W Toronto odnajdują pokój, ale nadal prześladują ich prywatne demony. Atos ma tendencję do popadania w depresję, więc role się odwracają i młodszy mężczyzna musi opiekować się starszym. Po śmierci przyjaciela, Jakob kontynuuje jego prace nad książką, a w końcu wraca do Grecji, którą uważa za swoją ojczyznę. Tam, w domu na wyspie, mieszka z jedyną osobą zdolną ukoić jego duszę - z żoną Michaelą.

"Płomyki pamięci" to książka o wspomnieniach, które tlą się latami, jak torf, wybuchający nagłym płomieniem długo po pożarze. Ani czas, ani wsparcie ukochanych osób nie jest w stanie uleczyć niektórych ran; pamięć o takiej tragedii, jaka dotknęła Jakoba, przechodzi z pokolenia na pokolenie, stając się elementem tożsamości.

Powieść Anny Michaels mówi o tęsknocie, samotności i szukaniu pocieszenia. Napisana poetyckim językiem, zasmuca, ale także zachwyca. Każde kolejne zdanie zostało starannie skonstruowane, nie tylko pod względem literackim, ale również pod kątem ładunku emocjonalnego, jaki niesie. Pokochałam tę książkę już po kilku pierwszych stronach - za jej eleganckie piękno, za historię, którą opowiada, za wzruszenia, których mi dostarczyła. Za Toronto, które opisuje. I za ten fragment: "Moim obowiązkiem, jak sądzę, było przyswojenie sobie ważnego nakazu: przyglądaj się światu; zapisuj to, co widzisz; uczyć piękno rzeczą niezbędną; uczyń pięknym to, co jest ci niezbędne."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz