środa, 6 listopada 2013

"Wybrzeże Szkieletów", Clive Cussler, Jack Du Brul

Wydawnictwo Amber
Czytanie książek Clive Cusslera przypomina oglądanie filmów sensacyjnych: w trakcie zapewnia niezłą rozrywkę, ale nie pozostawia po sobie żadnych refleksji i niewiele wspomnień. Nie jest to wada, po prostu takimi prawami rządzi się rynek powieści przygodowych - mają być ciekawe, lekkostrawne i szybko zrobić miejsce dla kolejnych pozycji.

"Wybrzeże Szkieletów" wzięłam ze sobą do pociągu i, szczerze mówiąc, trochę się zawiodłam. Trudno mi było skupić uwagę, bo chociaż w powieści nie brakuje akcji, to fabuła nie jest porywająca. Czytałam już wiele książek Cusslera i tę zaliczam do najsłabszych.

Czytelnik stęskniony spotkania z Dirkiem Pittem poczuje się rozczarowany: w "Wybrzeżu Szkieletów" rolę głównego bohatera gra Juan Cabrillo, prezes Korporacji, organizacji zajmującej się tym, czym przeciętny obywatel zajmować się nie chce. Jej pracownicy skaczą z helikopterów, strzelają do bandytów i przeprowadzają niebezpieczne akcje wszelkiego rodzaju, za kwaterę główną mając supernowoczesny statek.

Cussler wpisuje się w ogólnoświatowy trend i w "Wybrzeżu Szkieletów"porusza problem ekologii, zanieczyszczenia środowiska i wpływu człowieka na efekt cieplarniany. Bohaterowie książki muszą walczyć z aktywistą - fanatykiem, gotowym stworzyć huragan o wielkiej mocy, aby poruszyć sumienia i wstrząsnąć ludzkością.

Jak zwykle, w powieści pojawia się wątek historyczny (dziewiętnastowieczni awanturnicy przemierzający pustynię z afrykańskimi wojownikami depczącymi im po piętach), ale tym razem wydaje się być mniej niż zwykle istotny. Więcej jest za to wybuchów, pościgów i prężenia muskułów; według mnie książka na tym traci.

"Wybrzeża Szkieletów" nie nazwałabym złą powieścią - ale przy jej pisaniu Cussler nie wzniósł się na wyżyny swoich możliwości. A może to nie on tę książkę napisał? W końcu na okładce widnieje nazwisko współautora...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz