wtorek, 26 listopada 2013

"Kruchy lód. Dziennikarze na wojnie", Anna Wojtacha

Wydawnictwo Carta Blanca
Anna Wojtacha była już chyba wszędzie. Spędzała dni i noce w Indiach, Tajlandii i Afganistanie, latała do Iraku i Izraela, do Gruzji i do Kosowa. Zawsze gotowa wsiąść do samolotu, mającego zabrać ją i jej kolegów do kolejnego piekła na ziemi.

Wojtacha jest reporterem wojennym Telewizji Polskiej. Zawód dla kobiety nietypowy, co nie oznacza, że nieodpowiedni, czego autorka dowiodła niejednokrotnie, idąc w ślady Christiane Amanpour, a zwłaszcza Marie Colvin. Czasami reporterka miała wręcz łatwiej, bo jej obecność otwierała zamknięte dla mężczyzn drzwi - a czasem wzbudzała opiekuńcze lub chociaż ludzkie odruchy w żołnierzach.

"Kruchy lód" to zapis kilku wyjazdów dziennikarki, opowieść o intensywnych okresach spędzonych za granicą i trudnych powrotach do kraju. Reporterka przyznaje, że i ona, i jej koledzy po fachu są uzależnieni od adrenaliny, a z każdego wyjazdu wracają odmienieni. Mało kto nie ma objawów PTSD, ale większość nie potrafi z dziennikarstwem wojennym skończyć.

Nie znam Wojtachy z telewizji, ale jeśli w swojej książce nie koloryzuje, to jest bardzo dobrą dziennikarką. Jej relacja aż kipi od energii, ale autorka zadziwia też spokojem w sytuacjach ewidentnego zagrożenia życia. Czytelnikowi może wydawać się dziwne, że ktoś nie biegnie do schronu za każdym razem, gdy rozbrzmiewa ostrzeżenie o ataku bombowym - ale podobno i do ostrzelania można się przyzwyczaić. Wojtacha podczas pracy balansuje między rozwagą a szaleństwem, stąpając po kruchym lodzie, mając świadomość tego, że z kolejnego wyjazdu może nie wrócić.

Niektóre obrazki namalowane przez autorkę zostały ze mną na dłużej. Trudno jest pozbyć się z głowy wizerunku kobiety, oblanej benzyną i podpalonej przez męża; chłopca, postrzelonego w głowę przez snajpera; ofiary wybuchu bomby fosforowej, poparzonej aż do kości. Wojna nie jest ładna, ale jest atrakcyjna medialnie - a dziennikarze, tacy jak Wojtacha, ten popyt na krwawe opowieści zaspokajają. Nie uważam, że ich relacje są niepotrzebne - te informacje pozwalają być bardziej świadomym, poruszają sumienia i czasami skłaniają do podjęcia jakichś działań. Nie popieram epatowania okrucieństwem, ale cenię pracę delikatnych, mających wyczucie reporterów. Dzięki książce Wojtachy możemy dowiedzieć się, ile wysiłku kosztuje nakręcenie dobrego materiału z obszaru objętego działaniami wojennymi - i docenić korespondentów, których oglądamy w telewizji. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz