sobota, 23 listopada 2013

"Zjadanie zwierząt", Jonathan Safran Foer

Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Sprzedawca w księgarni, w której kupowałam tę książkę, życzył mi "miłej niemiłej lektury". I miał rację, bo "Zjadanie zwierząt" budzi ambiwalentne uczucia. Z jednej strony mamy świetnie napisany reportaż, oparty na rzetelnie przeprowadzonych badaniach, z drugiej - świadectwo ogromnego cierpienia i okrucieństwa. Podziw dla autora miesza się z obrzydzeniem dla właścicieli i pracowników przemysłowych farm, a potrzeba pogłębiania wiedzy walczy z chęcią odłożenia książki na półkę.

Jeśli ktoś spodziewa się, że Foer, pisząc ten tekst, z góry zakładał co odkryje i miał klapki na oczach, będzie mile zaskoczony. Autor przygląda się kwestii zjadania zwierząt z wielu perspektyw, niejednokrotnie zaskakujących: oddaje głos pracownikom rzeźni, ale i weganinowi, który ubojnie projektuje, czy wegetariance, zajmującej się hodowlą bydła na mięso. I chociaż Foer od lat ma wyrobione zdanie na temat przemysłu mięsnego, daje się przekonać argumentom niektórych bohaterów, wierząc, że jeśli niemożliwym jest "nawrócenie" wszystkich na wegetarianizm, to warto przynajmniej wspierać tradycyjne farmy, dbające o zwierzęta na każdym etapie ich życia: od narodzin, przez czas spędzony na łące na względnej swobodzie, aż po maksymalnie szybką i bezstresową śmierć.

"Zjadanie zwierząt" nie było pierwszą książką traktującą o przemyśle mięsnym, jaką czytałam, ale na pewno najbardziej profesjonalną. Autor zadał sobie wiele trudu, żeby poprzeć wszystkie podane przez siebie informacje badaniami; zamieścił odnośniki do kilkuset chyba artykułów naukowych i stron rządowych. Sięgnął po relacje osób stojących po obu stronach barykady, pozwalając im mówić szczerze, nie ubarwiając (w każdym razie nie bardzo) i nie doginając wypowiedzi do swoich teorii. Oczywiście, poglądy Foera są jasne od początku - ale pisarz ma niemożliwe do obalenia argumenty na ich obronę.

To nie jest przyjemna książka (zgodnie ze słowami księgarza). Milutkie świnki są w niej uwięzione w ciasnych boksach, krowy żywcem dzielone na półtusze, a przytomne kury wrzucane do wrzątku. Foer krytykuje nie tylko samą hodowlę przemysłową - oskarża też wszystkich jedzących mięso, którzy wolą nie uświadamiać sobie prawdy o pochodzeniu kotleta. Bo, Szanowni Państwo, wasz kotlet był kiedyś świnią, prawdopodobnie cierpiącą na osteoporozę, trzymaną w ścisku, okaleczoną, a w końcu okrutnie zabitą (oby za pierwszym podejściem). Kurczak, którego z apetytem pałaszujecie, żył na powierzchni odpowiadającej rozmiarowi kartki A4, spływały na niego odchody z wyżej położonych klatek, miał przycięty rozżarzonym drutem dziób i był faszerowany antybiotykami.

Podobnie jak autor, nie łudzę się, że wszyscy ludzie na ziemi nagle przejdą na wegetarianizm. I sama nie jestem bez winy, też kiedyś jadłam mięso, a całkiem niedawno ryby. Ale teraz, kiedy znam fakty dotyczące hodowli przemysłowej, jestem pewna, że jedzenie pochodzących z niej zwierząt (a także picie mleka) jest nieetyczne. Lepsze rozwiązanie stanowi kupno mięsa z małych farm, gdzie trzoda czy bydło jest traktowana (przynajmniej w teorii) bardziej po ludzku - albo bardziej humanitarnie, jak kto woli. Owszem, takie produkty są droższe, ale na szali leży bezsensowne cierpienie milionów zwierząt. Dlatego warto. I dlatego gorąco polecam lekturę "Zjadania zwierząt" - choćby po to, żeby móc podejmować świadome decyzje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz