poniedziałek, 4 listopada 2013

"Jak zwierzę", Joy Sorman

Wydawnictwo Sonia Draga
"(...) wiemy, że gdyby nasze tkanki zostały obnażone, cierpielibyśmy, szlochalibyśmy, błagalibyśmy o pomoc mamę i pogotowie ratunkowe, bo chociaż nie przeszkadza nam, że jesteśmy z mięsa, to nie chcemy, żeby o tym wiedziano."

Mięso to ostatnio modny temat. Jedni je gloryfikują i wychwalają pod niebiosa piątą ćwiartkę, zapomniane smaki i walory odżywcze; inni dostrzegają w nim wroga numer jeden, podkreślając zgubny wpływ hodowli zwierząt na środowisko naturalne oraz nieludzkie traktowanie krów i świń przeznaczonych na ubój. Tą recenzją nie chcę nikogo przekonywać ani nawracać na "jedyna słuszną" drogę wegetarianizmu, jeśli nie weganizmu; chcę tylko zwrócić uwagę na to, że, czy nam się to podoba, czy nie, kwestia jedzenia mięsa jest sprawą sumienia.

Pim kocha mięso. Docenia jego piękno, sposób, w jaki poddaje się jego nożom, daje się dzielić na części, sprawiać i przekształcać w zgrabne antrykoty, polędwice i filety. Uwielbia ten moment, kiedy zostaje sam na sam z wołową tuszą i może zacząć swój rzeźnicki taniec. Jego smukłe dłonie, stworzone dla pianisty, z wprawą operują ostrzami, ku zadowoleniu nauczycieli i klientów.

W trakcie nauki zawodu Pim musi odbyć praktyki w rzeźni. Ten świat różni się od bezpiecznej przystani sklepu mięsnego - tu zwierzęta żyją, walczą do ostatniego momentu z ludźmi i wykrwawiają się na podłogę z cierpieniem w oczach. Tu krowa jest krową, a nie wołowiną; tu świnie kwiczą i dają się odróżnić jedne od drugich, nie stanowią jedynie lepszych bądź gorszych tusz.

Pim, mając problem z poradzeniem sobie z zastaną  w rzeźni sytuacją, zakrada się do zakładu i jako część stada prosiąt przeznaczonych na ubój, przebywa niemal całą drogę od żywego stworzenia do kawałka mięsa. Dzieli ze świniami poczucie strachu, dezorientacji i rezygnacji. Dla przyszłego rzeźnika jest to ważna lekcja.

Ten zalążek szaleństwa, który tkwi gdzieś w Pimie, kiełkuje ponownie po wielu latach. Mężczyzna dochodzi do wniosku, że masowy ubój nie jest w porządku i zwraca się ku, bardziej w jego oczach naturalnemu, polowaniu. A że strzela do uwolnionych z rzeźni krów, to już inna sprawa...

"Jak zwierzę" jest książką ładnie napisaną: bardzo plastyczną, niemal ociekającą krwią, zgrzytającą nożami i pachnącą świeżą wołowiną. I chociaż temat w niej poruszany nie należy do najwdzięczniejszych, Joy Sorman udało się go ująć znakomicie: bez popadania w przesadę, bez moralizowania ani epatowania przykrymi faktami. Autorka daje nam materiał do przemyśleń; co z nim zrobimy, to już nasza sprawa.

Po raz kolejny przekonałam się, że Nagrody Goncourtów nie przyznaje się na wyrost: "Jak zwierzę" jest przykładem doskonałej literatury francuskiej. Polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz