Wydawnictwo Wiatr od Morza |
Wszystko mi się w tej książce podoba. Nawet pierwsza strona
z rysunkiem wieloryba (wieloryby są niesamowite!), nawet okładka, nawet
przedziwna narracja. Sama sobie wybrałam tę powieść na prezent świąteczny i,
szczerze mówiąc, nie mogłam trafić lepiej.
Nowa Funlandia osiemnastego i dziewiętnastego wieku to
kraina nieprzyjazna, gdzie mogą żyć tylko najtwardsi ludzie. Tacy, którym nie
są straszne silne wiatry, niedostatek pożywienia, ciężka praca przy połowie ryb
i odosobnienie. Mężczyźni i kobiety, będący częścią zamkniętej społeczności,
wierzący w czary, mieszający religię z prastarymi obrzędami, wszyscy ze sobą
spokrewnieni.
Pewnego dnia morze wyrzuca na mieliznę wieloryba. Jego mięso
będzie pożądanym urozmaiceniem diety, ale to nie koniec niespodzianek: z
żołądka zwierzęcia rybacy wydobywają mężczyznę. Juda, jak go nazwali, ma białą
skórę, nie mówi, a do tego okropnie śmierdzi rybami i zgnilizną. Jego
pojawienie się w osadzie rozpoczyna okres dostatku, ale przynosi też kłopoty i
nieporozumienia.
„Dostatek” jest książką wyjątkową. Autor zalicza ją do nurtu
realizmu magicznego, mówiąc o swojej fascynacji utworami Marqueza – i faktycznie,
w powieści rzeczywistość przeplata się z magią, a żadna historia nie wydaje się
zbyt niesamowita, żeby nie można było jej opowiedzieć. Bohaterów książki nie
dziwi nic – ani pojawienie się zmarłego wcześniej mężczyzny w domu jego żony,
ani wydobycia Judy z brzucha wieloryba. A nawet jeśli jakieś zdarzenie nie
mieści im się w głowach, przyjmują je z pokorą.
Duszny świat rybackiej wioski (a właściwie dwóch)
zamieszkują najróżniejsze postaci, a wszystkie je łączy tęsknota za łatwiejszą
egzystencją i za miłością. Związek z drugą osobą zdaje się być jedynym
lekarstwem na trudy nowofundlandzkiej codzienności. Ich filozofię można
podsumować słowami jednej z bohaterek: „Widzi pan, to jedyne, co daje nam ten
świat. Prawo powiedzenia miłości tak lub nie.”
Michaela Crummeya z marszu uznałam za wybitnego pisarza.
Trzeba mieć naprawdę wyjątkowy talent, żeby napisać książkę taką, jak
„Dostatek” – naszpikowaną znaczeniami, gęstą od postaci i wątków, a przy tym
chwytającą za serce. Czytałam ją jak zaczarowana, bojąc się, martwiąc i ciesząc
razem z bohaterami. I będąc pod wrażeniem sposobu, w jaki sieć historii splata
się ze sobą, tworząc znak nieskończoności. Początek staje się końcem, koniec
początkiem, a opowieść płynie dalej na niespokojnych wodach Nowej Funlandii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz