sobota, 4 stycznia 2014

„Dostatek”, Michael Crummey


Wydawnictwo Wiatr od Morza

Wszystko mi się w tej książce podoba. Nawet pierwsza strona z rysunkiem wieloryba (wieloryby są niesamowite!), nawet okładka, nawet przedziwna narracja. Sama sobie wybrałam tę powieść na prezent świąteczny i, szczerze mówiąc, nie mogłam trafić lepiej.

Nowa Funlandia osiemnastego i dziewiętnastego wieku to kraina nieprzyjazna, gdzie mogą żyć tylko najtwardsi ludzie. Tacy, którym nie są straszne silne wiatry, niedostatek pożywienia, ciężka praca przy połowie ryb i odosobnienie. Mężczyźni i kobiety, będący częścią zamkniętej społeczności, wierzący w czary, mieszający religię z prastarymi obrzędami, wszyscy ze sobą spokrewnieni.

Pewnego dnia morze wyrzuca na mieliznę wieloryba. Jego mięso będzie pożądanym urozmaiceniem diety, ale to nie koniec niespodzianek: z żołądka zwierzęcia rybacy wydobywają mężczyznę. Juda, jak go nazwali, ma białą skórę, nie mówi, a do tego okropnie śmierdzi rybami i zgnilizną. Jego pojawienie się w osadzie rozpoczyna okres dostatku, ale przynosi też kłopoty i nieporozumienia.

„Dostatek” jest książką wyjątkową. Autor zalicza ją do nurtu realizmu magicznego, mówiąc o swojej fascynacji utworami Marqueza – i faktycznie, w powieści rzeczywistość przeplata się z magią, a żadna historia nie wydaje się zbyt niesamowita, żeby nie można było jej opowiedzieć. Bohaterów książki nie dziwi nic – ani pojawienie się zmarłego wcześniej mężczyzny w domu jego żony, ani wydobycia Judy z brzucha wieloryba. A nawet jeśli jakieś zdarzenie nie mieści im się w głowach, przyjmują je z pokorą.

Duszny świat rybackiej wioski (a właściwie dwóch) zamieszkują najróżniejsze postaci, a wszystkie je łączy tęsknota za łatwiejszą egzystencją i za miłością. Związek z drugą osobą zdaje się być jedynym lekarstwem na trudy nowofundlandzkiej codzienności. Ich filozofię można podsumować słowami jednej z bohaterek: „Widzi pan, to jedyne, co daje nam ten świat. Prawo powiedzenia miłości tak lub nie.”

Michaela Crummeya z marszu uznałam za wybitnego pisarza. Trzeba mieć naprawdę wyjątkowy talent, żeby napisać książkę taką, jak „Dostatek” – naszpikowaną znaczeniami, gęstą od postaci i wątków, a przy tym chwytającą za serce. Czytałam ją jak zaczarowana, bojąc się, martwiąc i ciesząc razem z bohaterami. I będąc pod wrażeniem sposobu, w jaki sieć historii splata się ze sobą, tworząc znak nieskończoności. Początek staje się końcem, koniec początkiem, a opowieść płynie dalej na niespokojnych wodach Nowej Funlandii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz