Wydawnictwo Znak |
Nie czytałam wielu książek islandzkich autorów. Przypominam
sobie jedną czy dwie, ale chyba na naszym rynku wydawniczym nie ma też tysięcy
pozycji z tego kraju. Może szkoda? Jeśli oznaczałoby to dla czytelników większą
dostępność takich perełek, jak „Kobieta w 1000° C”, ze wszystkich sił
namawiałabym tłumaczy do pracy.
Wydaje się nieprawdopodobne, żeby jedna osoba mogła przeżyć
tyle, co Herra, bohaterka powieści Helgasona. Kobieta ma co prawda 80 lat,
więc miała sporo czasu na przygody, ale i tak jej życie było co najmniej
nietuzinkowe. Wnuczka pierwszego premiera Islandii i córka jedynego w tym kraju
faszysty, doświadczyła wojny, porzucenia, gwałtów, życia w wielkich miastach i
w wiejskiej chacie. Miała kochanków, partnerów i dzieci, przewędrowała pół
Europy, mówiła wieloma językami, była prostytutką i damą, a teraz leży w swoim
garażu w islandzkim mieście, za jedynych towarzyszy mając opiekunki społeczne i
komputer. Staruszka siedzi w łóżku, ściska ręczny granat, który dostała od ojca
do samoobrony i surfuje po Internecie. Przenosi się między aktualnymi
wydarzeniami, a wspomnieniami z czasów młodości, z ironią odnosząc się do
swojego życia. Dzieci „zabezpieczyły” jej majątek i jej nie odwiedzają, więc
Herra mści się, szpiegując ich jak rasowy haker.
Helgason ma ostre pióro, nie szczędzi swoim czytelnikom
ironii i satyry, ale potrafi też poruszyć czulszą strunę. Jego bohaterowie
często dokonują złych decyzji, splot przypadków każe im znaleźć się w złym
miejscu i czasie, a oni kierują się islandzką dewizą: „Tam na dole może i mnie
skrzywdzili, ale na górze jestem nietkniętą dziewicą” i żyją dalej. Odporny,
wyspiarski naród.
Najmocniejszą stroną tej książki są postaci. Od Herry,
radzącej sobie w każdej sytuacji, przez jej ojca, rozdartego między miłością do
rodziny, a uwielbieniem do Fuhrera, po kalekiego błazna, zastrzelonego przez
niemieckiego żołnierza za żarty o Rzeszy. Są ludzie z wyższych sfer, jest i
przygłupia wiejska dziewucha – cały przekrój islandzkiego (i ogólnie,
europejskiego) społeczeństwa. Helgason
to świetny obserwator – i równie dobry pisarz. Naprawdę warto „Kobietę w
1000° C” przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz