Wydawnictwo Dolnośląskie |
Kto z nas nie marzy o wyjeździe do raju? Zwłaszcza teraz,
kiedy na dworze jest zimno i wietrznie, wyobrażamy sobie piaszczyste plaże,
ciepły ocean i drinki z palemką. J. Maarten Troost miał podobne myśli, tłoczny,
wiecznie dokądś pędzący Waszyngton go męczył, więc kiedy jego żona otrzymała możliwość przeniesienia się z pracą zawodową
na Vanuatu, długo się nad przeprowadzką nie zastanawiali. Spakowali kilka walizek i
polecieli w stronę słońca, nie wiedząc, że czekają ich trzęsienia ziemi, dziwne
stosunki klasowe, nadal obowiązujące na wyspie – oraz fantastyczne środki
odurzające.
„Na haju do raju” to przyjemna książka, z humorem
opowiadająca o życiu w miejscach, które wielu mieszkańców Zachodu wyobraża
sobie jako istny raj na ziemi. Jej autor jest starym wyjadaczem w kwestii
zwiedzania egzotycznych krajów: był już na wyspach południowego Pacyfiku,
zjeździł Chiny, mieszkał też w Kanadzie,
Stanach Zjednoczonych i Danii. Jednak Vanuatu i Fidżi są absolutnie wyjątkowe,
można na nich znaleźć pozostałości kolonializmu, ludzi pamiętających czasy
aktywnych kanibali oraz kavę. Dużo kavy. Ten halucynogenny napój stał się
ulubionym specyfikiem Troosta, pozwalającym zbratać się z sąsiadami, zjednoczyć
ze wszechświatem i zrozumieć głębię egzystencji.
Chociaż Troost wspomina o minusach życia na Vanuatu i Fidżi, jego
książka jest zabawna i napisana w lekkim stylu. Autor opowiada o wycieczkach do
luksusowych kurortów, gigantycznych stonogach i cyklonach z tym samym
ironicznym uśmieszkiem na ustach – no tak, zachciało nam się raju, to mamy go w
pakiecie ze wszystkimi atrakcjami. Czyta się te historie świetnie, ciesząc się
w duchu, że nas podobne problemy nie dotyczą. Miło jest siedzieć w ciepłym
mieszkaniu, wzdychając czasami do palm i szumiących fal, ale mając świadomość tego,
że nie grozi nam malaria, denga ani atak porywczego wodza. Taka podróż palcem
po mapie może nie satysfakcjonuje w pełni, ale zapewnia rozrywkę i wybuchy
śmiechu, zwłaszcza, kiedy czyta się o języku bismali, w którym papież nazywa się „numer wan Jesus Man”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz