piątek, 5 sierpnia 2011

Sześć- marzenie o psie

Ciągłe wyjazdy nie pozostawiają dużo czasu na lekturę. W zeszłym tygodniu, będąc na obstawie zawodów jeździeckich, przeczytałam tylko kilka stron; w niedzielę wieczorem pojechałyśmy z A. w góry, a tam, wiadomo- dwa- trzy słowa przed snem w najlepszym wypadku. Nie szkodzi, bo  Karkonosze są cudowne, Jelenia Góra piękna- i jest tam Empik. A ponieważ miałyśmy wczoraj kilka  godzin do odjazdu pociągu, każda z nas wyszła z księgarni z zadrukowanym skarbem. Usiadłyśmy na rynku- i czy jest coś lepszego niż ciekawa książka w ładnym miejscu, z przyjacielem u boku i tabliczką czekolady pod ręką? Pewnie jeszcze przyjemniej byłoby na górskim szczycie albo w schronisku, ale na to nie mogłyśmy sobie pozwolić, czas nas gonił.

wydana przez Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Za to w drodze do domu miałyśmy na czytanie całe 6 godzin, które wystarczyły na lekturę wspomnień Susannah Charleson, autorki "Tropem zaginionych. Jak pies ratownik zmienił moje życie". Gdy tylko zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że muszę ją kupić. Z okładki spogląda na mnie golden retriever, pies ratowniczy z elitarnej jednostki Search and Rescue, szkolony, by szukać zaginionych i ofiar katastrof. Susannah Charleson opisuje nie tylko same akcje ratownicze, ale również proces treningu, a także codzienność partnerów z SAR. W swojej książce wspomina o męczących szkoleniach, trudnych egzaminach i wyczerpujących, często wielodniowych akcjach poszukiwawczych, w których brała udział ze swoją goldenką Puzzle; pisze też o przywiązaniu, miłości i oddaniu psów i ich właścicieli.

"Tropem zaginionych" przeczytałam jednym tchem. Kiedyś sama chciałabym szkolić psa-ratownika; dzięki tej lekturze ponownie zaczęłam się zastanawiać nad obciążeniem psychicznym, toważyszącym opiekunowi, który wysyła swojego czterołapego przyjaciela w niebezpieczny teren. Na pewno nie jest to łatwe, ale Susannah pisze, że warto- a ja jej wierzę.

PS Autorka wspomina o zdjęciu, zrobionym w trakcie akcji ratowniczej po zamachu na Murrah Federal Building w Oklahomie. Widnieje na nim Skip Fernandez ze swoim psem Aspen, odpoczywający po całonocnej akcji. Znalazłam je i naprawdę robi wrażenie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz