Pisałam już, że uwielbiam książki podróżnicze (ostatnio przeczytałam, że jest to ulubiony gatunek Polaków). Cieszy mnie możliwość poznawania odległych krajów i snucie marzeń o tym, że kiedyś stanę we wspomnianych miejscach. Ale zgrabne opisy krajobrazów i podanie kilku przepisów nie wystarczy, żebym chciała wszystko rzucać i ruszać w drogę. Akurat Irlandia, kraj wróżek i pięknej muzyki, zawsze wydawała mi się ciekawa, lecz po przeczytaniu książki McCarthy'ego mam ochotę wsiąść w najbliższy samolot do Dublina.
Autor nie tylko podaje ciekawe fakty, ma też niezwykłe, cięte poczucie humoru. Wiele razy głośno się śmiałam, czytając o zabawnych perypetiach tego pół Anglika, pół Irlandczyka, który postanowia odkryć, gdzie tak naprawdę jest jego miejsce. W tym celu odwiedza wszystkie (a jest ich niemało), napotkane puby z nazwiskiem McCarthy w nazwie, rozmawia z nieustępliwymi, ciekawskimi gospodyniami i stara się dociec, dlaczego tak wiele osób przyjeżdża do kraju jego przodków, by zacząć nowe życie. Co takiego ma w sobie Irlandia, że ściągają tu ludzie z całego świata i czują się jak w domu? Może to legendarna gościnność i umiejętność podejmowania rozmowy przez jej mieszkańców, a może chodzi o "genetyczną pamięć miejsc", zapisaną w naszych komórkach przynależność do konkretnego, niekoniecznie zgodnego z miejscem urodzenia, kraju?
wydane przez Wydawnictwo Książnica |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz