poniedziałek, 20 sierpnia 2012

"Błogosławieństwo ziemi", Knut Hamsun

Czytanie tej książki było jak powrót do liceum, jak lektura "Chłopów" w norweskim wydaniu. Zadziwiające, ale ta prosta historia o jeszcze prostszym życiu bardzo mnie zainteresowała, a nie spodziewałam się tego po opowieści, w której główną rolę gra... rola, uprawianie ziemi i budowanie drewnianej chaty na pustkowiu.

Od "Błogosławieństwa ziemi" nie można wymagać wartkiej akcji czy dramatycznych wydarzeń. Owszem, czytelnik znajdzie tam spory, oszustwa, a nawet morderstwo, ale wszystko to opisane bez większych emocji. Jednak ten spokój, powolny nurt zdarzeń ma swój urok i działa jak najlepsze krople uspokajające: pozwala na zapadnięcie w swego rodzaju letarg, stan dosyć przyjemny, bo odprężający. O ile ktoś lubi się relaksować, czytając obszerne fragmenty dotyczące rozwożenia obornika na pola, oczywiście.

Izak i Inger mieszkają na pustkowiu. Mężczyzna sam wybrał sobie kawałek ziemi, na którym postanowił osiąść, i od podstaw wybudował całe gospodarstwo. Dziewka do pomocy, którą zatrudnił, została w naturalny sposób jego żoną, a po jakimś czasie urodziły się im dzieci. Czasami do osady zagląda Lapończyk,  proszący o kawałek koziego sera czy garnek mleka; kiedy indziej mieszkańcy wybierają się do wsi, żeby sprzedać swoje wyroby albo drewno i kupić niezbędne sprzęty. Ich dni wypełnione są pracą, a życie płynie spokojnie, co jakiś czas urozmaicane wizytą członka dalszej rodziny lub pojawieniem się kolejnego osadnika. Egzystencja na odludziu podporządkowana jest naturze, przemianom pór roku, żywiołom, a ludzie stanowią część naturalnego cyklu przyrody.

Knut Hamsun napisał "Błogosławieństwo ziemi" w 1917 roku i stąd w książce nieużywane już sformułowania  czy też przestarzałe poglądy. Czytanie tej powieści ma swój urok i bywa zabawne (określenie kobiety dobiegającej trzydziestki "niemłodą" bardzo mnie rozbawiło); stanowi też bogate źródło informacji na temat życia ludzi na skandynawskiej wsi na początku dwudziestego wieku. Wiedza może mało popularna i raczej niepraktyczna, ale w sumie nigdy nie wiadomo, kiedy potrzebna będzie choćby teoretyczna umiejętność postawienia domu z bali, prawda? W razie katastrofy, jestem przygotowana.

PS: Książka jest widoczna na zdjęciu głównym bloga; wydana przez Wydawnictwo Poznańskie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz