niedziela, 12 sierpnia 2012

"Cyklop", Clive Cussler

wydana przez Amber
Głównym kryterium wyboru książki do zabrania na rowerowe wakacje był korzystny stosunek wielkości do objętości. "Cyklop" zdecydowanie wygrał: kieszonkowe wydanie, cienki papier i ponad 500 stron, a do tego gwarancja świetnej rozrywki.

Clive Cussler ma wybitną zdolność do upychania w jednej powieści kilku, pozornie do siebie niepasujących, wątków. Tym razem, obok tajemnicy El Dorado, w książce zmieścił się sowiecki spisek, przewrót na Kubie, a do tego kolonia założona na Księżycu (!). Sporo, jak na jedną historię i momentami miałam wrażenie, że połowa tematów jest niepotrzebna, ale w gruncie rzeczy "Cyklopa" czytało się świetnie.

Znany wszystkim miłośnikom prozy Cusslera, główny bohater, Dirk Pitt, i tym razem ratuje świat. Znajduje sterowiec, który wcześniej przepadł w trakcie próby odnalezienia wraku statku. Pilot zostaje uznany za zaginionego, a Pitt rusza na jego poszukiwanie, wplątując się w polityczną aferę dotyczącą panowania w kosmosie z jednej strony, a sowieckich aspiracji do przejęcia władzy na Kubie z drugiej.

Pościgom, wybuchom i nurkowaniu z rekinami towarzyszy, a jakże, wątek miłosny, a u boku Dirka stoją jego wierni towarzysze: Al Giordino i Rudi Gunn. Jednym słowem: konwencja cusslerowskiej powieści została zachowana, moja potrzeba przeczytania czegoś lekkiego, a zarazem ciekawego zaspokojona, a kryterium wagowo-objetościowe wypełnione. Zabranie "Cyklopa" na wakacje było dobrą decyzją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz