niedziela, 10 czerwca 2012

81- "Starcie królów", George R. R. Martin

wydana przez Wydawnictwo Zysk i S-ka
Lato się kończy, zbliża się Zima, czas próby dla wszystkich ludzi. Po śmierci króla Roberta Zachodnie Królestwa rozpadają się, a ich części trafiają pod panowanie różnych władców, bezprawnie mianujących się królami.

Sansa Stark zostaje narzeczoną okrutnego i głupiego Joffreya, mordercy jej ojca, marionetki w rękach królowej Cersei. Robb Stark, piętnastoletni lord Winterfell, prowadzi wojnę z licznymi wrogami, a jego bracia zostają uznani za zamordowanych. Arya Stark ukrywa się przed rządną jej krwi królową Cersei, najpierw jako chłopak, następnie jako służąca Nan.

Daenerys Targaryen wraz ze swoim khalasarem i smokami szuka sposobu na przekroczenie Wąskiego Morza, marząc o panowaniu nas Zachodnimi Królestwami.

Tymczasem Czarna Straż odkrywa, że za Murem budzą się do życia pradawne moce, wrogie mieszkańcom cywilizowanego świata...

Lektura "Starcia królów" to moje drugie i na pewno nie ostatnie zetknięcie z twórczością George'a Martina. Po przeczytaniu "Gry o tron" zaczęłam podejrzewać, że moje uczucie wobec sagi bliższe będzie miłości, niż zauroczeniu- i wszystko wskazuje na to, że miałam rację.

Chociaż książka jest bardzo ciekawa, czytałam ją długo- jej gabaryty nie sprzyjają noszeniu w torebce: ponad tysiąc stron i twarda oprawa czynią z niej raczej niebezpieczne narządzie niż lekturę nadającą się do pociągu. Dlatego w międzyczasie podczytywałam inne rzeczy, zostawiając sobie "Starcie królów" na wieczór.

Cechy, które przypadły mi do gustu w trakcie czytania pierwszej części sagi- spora ilość wątków, podrozdziały przypisane poszczególnym bohaterom- stanowiły zaletę również drugiego tomu. Chociaż tym razem na pierwszy plan wysunęły się historie innych postaci, opowieść nie straciła na atrakcyjności. Podczas lektury "Starcia królów" z największą uwagą śledziłam losy Aryi Stark, przypominającej mi nieco Ciri z "Wiedźmina" czy Achaję Ziemiańskiego: wszystkie te dziewczyny wychowywały się z mieczem w dłoni i musiały poradzić sobie w brutalnym, męskim świecie. (Trochę to feministyczne, prawda?) Na wysoką pozycję w moim rankingu ulubionych bohaterów wysunął się również Tyrion Lannister- karzeł o wielkim umyśle, skomplikowany człowiek, który nie jest jednoznacznie dobry ani zły.

Cieszę się, że czeka na mnie jeszcze pięć tomów sagi Martina. Już nie mogę się doczekać długich wakacyjnych dni spędzonych z ciężką książką w ręku i wielkim kubkiem mrożonej kawy przy boku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz