niedziela, 2 października 2011

28- "Bezpowrotnie utracona leworęczność", Jerzy Pilch

Wydana przez Wydawnictwo Literackie
Ach, Jerzy Pilch! Mistrz ironii i humoru, celnych uwag, dowcipnych felietonów.
Jego książkom zawdzięczam momenty niemożliwego do opanowania śmiechu w autobusie, szeroki uśmiech w tramwaju, chwile relaksu między zajęciami.

Kilka dni temu kolega poprosił mnie o zwrot "Bezpowrotnie utraconej leworęczności", którą musiał oddać do biblioteki. Nie przeczytałam jej wcześniej, ale zaczęłam czytać w autobusie, a znajomy na szczęście nie przyszedł na zajęcia. Lektura krótkich felietonów zajmuje dosłownie chwilę, a przyjemność jakiej dostarcza jest ogromna.

"Bezpowrotnie utracona leworęczność" jest, jak wspomina autor, po części autobiograficzna. W trzydziestu rozdziałach Pilch pisze między innymi o kotach, męce towarzyszącej porządkowaniu biblioteki (znanej mi, chociaż nie wątpię, że pisarz ma księgozbiór kilkanastokrotnie bogatszy od mojego) czy wozie pogrzebowym. Jak nikt inny potrafi stworzyć perfekcyjną  mieszankę humoru i zadumy, w jednej chwili zmuszając czytelnika do histerycznego wręcz śmiechu, w kolejnej karząc mu się zastanowić nad słusznością danej myśli.

Co jeszcze bardzo mi się podoba w książce, to wrażenie, jakby Pilch pisał o mnie. Czytam rozdział o niemożności zapamietania treści książek i mam ochotę wykrzyknąć: ja też tak mam! Trafiam na fragment o miłosci do "wykwintnych zeszytów w linie", które nigdy nie zostają zapisane- i co? patrzę na sterty podobnych notatników leżących w różnych miejscach pokoju. Albo skłonność rodziny autora do gromadzenia absolutnie wszystkiego: wystarczy, że przypomnę sobie piwnicę i szopki mojego Dziadka.

Oczywiście nie ze wszystkimi sądami Pilcha się zgadzam, ale przecież nie na tym rzecz polega, żeby książka potwierdzała nasze opinie, ale żeby móc swoje przekonania skonfrontować z innymi. Dlatego mogę z czystym sumieniem powiedzieć: kocham Pana, Panie Pilchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz