niedziela, 15 lipca 2012

97- "Dom na Zanzibarze", Dorota Katende

wydana przez wydawnictwo Otwarte
Lipiec już w połowie, a ja nadal nie mam wakacji. Może dlatego tak chętnie czytam książki podróżnicze albo opowiadające o życiu w dalekich krajach; podróże palcem po mapie zawsze mnie bawiły, a pochłaniając opisy sawanny lub lasów tropikalnych mogę chociaż na chwilę wyrwać się z Poznania.

"Dom na Zanzibarze" chciałam przeczytać już dawno temu, kiedy zrobiło się o tej pozycji wydawniczej głośno. Miałam w ręku wywiad z autorką, widziałam też chyba zdjęcia jej afrykańskiego domu, ale aż do przedwczoraj nie udało mi się trafić na książkę. Przykro mi to pisać, ale wiele nie traciłam.

Dorota Katende opisała swoją fascynację Afryką i przygody towarzyszące najpierw budowaniu domu, a później życiu na Zanzibarze. Jej uczucie do tej, należącej do Tanzanii, wyspy jest na pewno szczere, ale odniosłam wrażenie, że brak warsztatu literackiego nie pozwolił tego oddać. W rezultacie, z połączenia dobrych chęci i niedostatków talentu, powstała raczej słaba książka, należąca do kategorii: "wyjechałam do obcego kraju i znalazłam tam szczęście". A szkoda, bo tak naprawdę historia autorki jest ciekawa - kobieta dwa razy wyszła za mąż za Afrykańczyka, odważyła się kupić kawałek ziemi w egzotycznym kraju i stworzyć tam pensjonat. Pani Katende z sympatią wypowiada się o mieszkańcach Zanzibaru, z upodobaniem o tamtejszej kuchni i z szacunkiem o zwyczajach - ale jakoś nie potrafi mnie do swojej opowieści przekonać.
Najbardziej podoba mi się ostatnia część książki, stanowiąca mini-przewodnik dla turystów, zawierająca wiele użytecznych informacji - i ten fragment bardzo mnie zachęcił do odwiedzenia pensjonatu autorki. Może kiedyś tam pojadę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz