piątek, 27 lipca 2012

"Zabójcy bażantów", Jussi Adler-Olsen

wydana przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria
Miałam ochotę przeczytać dobry, skandynawski kryminał. Niestety, dawno już wyczerpałam pulę powieści Camilli Lackberg, a w domu, poza opowiadaniami Mankella, byli tylko "Zabójcy bażantów", książka, o której niczego nie wiedziałam i nie znałam jej autora.

Niestety, mój apetyt nie został zaspokojony. Niby wszystko się zgadza: posterunek policji w Danii, tło społeczne, i to nawet całkiem rozbudowane, bo Adler-Olsen opisał zarówno środowisko duńskiej klasy wyższej, jak i mieszkańców ulicy; jest oczywiście wątek kryminalny, znalazł się tu nawet, tak lubiany przez skandynawskich autorów, motyw matki przechowującej płód swojego dziecka (dziwne upodobanie, ale to już kolejna książka, w której natknęłam się na opis podobnej sytuacji). Coś mi jednak w trakcie czytania zgrzytało - powieść brakowało płynności, bohaterowie wydali mi się jacyś płascy. Nie jest to na pewno zła książka, ale zdecydowanie gorsza od wielu innych ze swojego gatunku.

Akcja kryminału rozgrywa się w Kopenhadze, gdzie ktoś podrzuca na biurko komisarza kryminalnego akta starej sprawy. Chociaż do zabójstwa dwójki nastolatków przyznał się już mężczyzna, którego skazano na karę pozbawienia wolności, to wygląda na to, że został on kozłem ofiarnym, a za zbrodnią stoi grupa wpływowych wychowanków szkoły z internatem.
Komisarz Carl Morck, wraz ze swoim asystentem i nową sekretarką, rozpoczyna śledztwo, w trakcie którego wychodzą na jaw inne przypadki zabójstw i ciężkich pobić. Nieliczne dowody wskazują na winę sadystycznych przyjaciół, a kluczem do rozwiązania zagadki staje się odnalezienie kobiety, niegdyś członkini grupy, obecnie ukrywającej się zarówno przed policją, jak i dawnymi kompanami. Jakich tajemnic strzeże Kimmie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz